- Pięć do dziesięciu minut. Nie więcej.

bieg. Nad wszystkim można było zapanować. Wreszcie podejrzany miał twarz. I jak w przypadku wielu zabójców, ta twarz nie robiła żadnego wrażenia. Był to zwyczajny mężczyzna. Średni wzrost, średnia waga i wiek średni. - Zabiłeś Mandy - powiedział Quincy. Cały czas się zbliżał. Andrews nadal trzymał opuszczony pistolet. Nie zastrzelił żadnej ze swoich innych ofiar. Quincy pomyślał, że być może posługiwanie się bronią palną nie było jego mocną stroną. Zasadzka to jedno. Strzał z bezpośredniej odległości to co innego. - To było proste - warknął Andrews, ale mówił drżącym głosem. Znajdująca się za nim Rainie powoli wyciągała rękę, sięgając po pistolet, który Quincy spostrzegł pod szklanym blatem stołu. Natychmiast odwrócił wzrok, żeby Andrews nie popatrzył w tę samą stronę. Teraz patrzył na Kimberly, która jęczała u stóp Andrewsa. - Zabiłeś Bethie - powiedział Quincy. - To też było proste. - Andrews obrócił się błyskawicznie, chwytając Kimberly ręką za szyję i podciągając ją przed siebie. Kimberly otworzyła oczy. Była zdezorientowana, skonsternowana. Potem napotkała wzrok ojca. Wyglądała tak, jakby miała złamane serce. - Wszystko w porządku - powiedział automatycznie Quincy. Chciał pocieszyć córkę, zmniejszyć trochę jej ból. Kimberly była silna. Mógł ufać http://www.poziomzdrowia.pl zbyt daleko. Zastanawiała się, czy on siedzi w ciemnym pokoju. Zastanawiała się, czy znów nie jadł kolacji, tak jak wcześniej odpuścił sobie lunch i śniadanie. Zastanawiała się, ile jeszcze godzin będzie niecierpliwie cho¬ dził, zanim nie zaśnie z wycieńczenia. Zastanawiała się też nad tym, że chociaż znali się tak dobrze, nadal tak wiele ich dzieliło. - Muszę kończyć - powiedział Quincy. - Rano pogadam z Everettem. - Kto to jest Everett? - To mój zwierzchnik. Na pewno chciałby się dowiedzieć o tych telefo¬ nach, a może już o nich wie. Muszę też zrobić spis nazwisk. Rainie spojrzała na zegar. Minęła północ. - Quincy - zaczęła. - Nic mi nie jest. - Jestem niedaleko. Za godzinę mogę być u ciebie.

rogi i mocno zawinął. Zwilżoną chusteczką wytarł kroplę musztardy z blatu biurka. Na koniec wszystko wyrzucił. Sprawa Hathawaya bolała go. Nie żeby wina leżała po stronie sędziego. Nakaz rewizji wypisany był zbyt ogólnikowo, więc policjanci próbowali improwizować. A to już się w obecnych czasach nie sprawdzało. Światem zawładnęli prawnicy i gliny musiały za każdym razem liczyć się z ich interwencją. Tak już było. Sprawdź powinna tu siedzieć, udając, że biznes to biznes. Powinna być w domu Quincy'ego. Powinna tulić go tak delikatnie, jak kiedyś on tulił ją. - Arlington - powiedział zdecydowanie. - Ten człowiek nie tylko podał mój numer. Przynajmniej jednemu więźniowi powiedział, gdzie jest grób mojej córki. Sukinsyn. - Głos mu się załamał. - On wydał Mandy. Rainie czekała. Głos Quincy'ego brzmiał już trochę lepiej. Czuła, jak bierze się w garść, jak wraca jego opanowanie i pewność agenta federalnego. Cóż, potrzebował masek, tak samo jak ona. Zdziwiła się, jak bardzo zabolało ją zrozumienie tego faktu. 62 A Zupełnie bez powodu znów pomyślała o małym słoniu biegnącym przez pustynię. Inne słonie kopnięciami powalały go na ziemię, ale on wstawał.