ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY SZÓSTY

- Mimo to dzierżawcy go lubią - odparła ostrożnie pani Stoneham. - Zapewne. Założę się, że bawi go ich uniżoność i jest czarujący, kiedy kłaniają się przed nim w pas. - Rozumiem, że panna Stoneham nie będzie mu bić pokłonów - rzekła z chytrym uśmiechem kuzynka. - Oczywiście, że nie! - Clemency oburzyła się, ale zaraz wybuchnęła szczerym śmiechem. - Spojrzał na mnie, jakbym była lichym robakiem, kuzynko Anne. Widzę przecież, jak bardzo dom potrzebuje naprawy, podobnie zresztą jest z ziemią. Nie mam pojęcia, dlaczego jest taki wyniosły. - Więc nie żałujesz swojej pośpiesznej odmowy? - Nie... - Clemency zawahała się. - Naturalnie, posiadłość jest piękna i z pewnością znalazłabym wspólny język z lady Heleną i Arabellą, ale... - Ale co? - podchwyciła kobieta. - Nie mogłabym wyjść za mężczyznę, który potraktował mnie tak protekcjonalnie. - Moja droga, nie zapominaj, że rozmawiał dzisiaj z panną Stoneham. Niewątpliwie inaczej podejmowałby pannę Hastings. - Oraz jej pieniądze - dodała cierpko dziewczyna. Zaczęła dostrzegać, że życie jest znacznie bardziej skom¬plikowane, niż sądziła. Jakże niemądre były jej dziewczęce Marzenia o mężczyźnie, którego tak naprawdę zupełnie nie znała! Takie historie kończą się szczęśliwie tylko w tanich romansach, a w rzeczywistości przynoszą jedynie rozczaro¬wania. Przed wypadkami w Richmond i niespodziewaną propozy¬cją markiza myśli Clemency były dalekie od spraw małżeń¬stwa. Przez ostatnie dwa lata rozpaczała po śmierci ukocha¬nego ojca, wcześniej zaś czuła się na to za młoda. Tym większe było jej zakłopotanie wobec ogarniających ją nowych uczuć. Teraz musi to wszystko jeszcze raz dokładnie prze¬myśleć i odnaleźć najwłaściwszą drogę postępowania. - Przestań się dręczyć, kochanie - powiedziała pani Stoneham. - Lady Helena zapraszając cię, spełniła tylko swój sąsiedzki obowiązek. Może kiedyś ujrzymy ją znowu w kościele, ale z uwagi na to, że prowadzimy tak skromny tryb życia, niemożliwe jest wzajemne składanie sobie wizyt towarzyskich. Nie sądzę, abyśmy szybko zetknęli się z na¬zwiskiem Candover. Jednak w tej kwestii bardzo się pomyliła. 3 Panna Lane, której cierpienia z powodu częstych migren dorównywały jedynie chęci nauczenia Arabelli zasad gramatyki francuskiej, wstała wczesnym rankiem i postanowiła spróbować raz jeszcze. Niestety, była kobietą o nieugiętym sposobie myślenia i nawet cztery miesiące obcowania z niesforną wychowanką nie nauczyły jej, że należy radykal¬nie zmienić metody. Wciąż tylko napominała lady Arabellę, jak powinna się zachowywać młoda dama i postawiła sobie za punkt honoru wcielenie tych zasad w życie. Ponieważ towarzyszył temu zrzędliwy i pozbawiony wiary w siebie sposób bycia, nic dziwnego, że uczennicy niewiele wchodziło do głowy, a biedną pannę Lane nieustannie nękały załamania nerwowe i migreny. Cały dzisiejszy ranek walczyła z coraz bardziej znudzoną i zniecierpliwioną panną. - Jeśli można prosić, trochę więcej uwagi, lady Arabello. Jak brzmi imiesłów czasu przeszłego od czasownika devoir? Dziewczyna wzruszyła ramionami. - Du - podpowiedziała nauczycielka. http://www.ebadaniapsychologiczne.info.pl Szczególnie teraz, gdy wiedział, co kryje się pod ubraniem. Musi zakryć jej wdzięki zbroją, która uchroni ją przed żądzą, jaką w nim rozpaliła, przeciągając się leniwie w słońcu. Rozwiązanie samo mu się nasunęło. W stolicy wszystkie pracujące dla niego nianie nosiły mundurki. Taki mundurek można zamówić przez Internet na stronie www.eleganckiemanie.com. Strój niani składał się ze świeżo wyprasowanej niebieskiej sukienki z białym kołnierzem i białymi mankietami oraz z białych pończoch i białych, sznurowanych butów. To było. rozwiązanie dręczącego go problemu! Ubierze pannę Tyler w mundurek! To musi zadziałać! - Panno Tyler, zechce pani wstąpić do mojego gabinetu? Willow zamarła bez ruchu. Przez resztę dnia doktor Galbraith

Lady Helena, zamyślona, oparła się o miękkie siedzenie powozu. - To dziwne, co takiego mogła usłyszeć o tobie ta dziewczyna? - spytała po chwili. Lysander spojrzał na pogniecioną kartkę, którą trzymał w dłoni, i zaśmiał się szorstko: - Nic! - odparł. - To tylko wyssane z palca wymysły pruderyjnej panienki. Mój Boże, ciociu Heleno, być może jestem dość niestały w uczuciach, ale to nie usprawiedliwia takich bzdur! - Wygładził list i przyglądając się mu ponownie, zaczął czytać na głos: Droga mamo, Sprawdź raczkująca Erika była juŜ w patio, parę metrów od basenu. A tyle razy powtarzałem tej kobiecie, by zamykała drzwi do patio, ale widocznie ma kłopoty z pamięcią. Alli wolała nie myśleć, co mogłoby się stać, gdyby Erika wpadła do basenu, ale wiedziała, Ŝe Mark nie miał w tej kwestii wielkiego wyboru. - Musisz ją zwolnić - oświadczyła stanowczo Alli. Nie wyobraŜała sobie bardziej bezmyślnej opiekunki. - Oczywiście - rzekł. - A kto dziś opiekuje się dzieckiem? - zapytała. - Christine. Zastępowała czasem panią Tucker. Ale teraz ma narzeczonego i woli z nim spędzać czas niŜ opiekować się dzieckiem. Alli skinęła głową. Przyjaźniła się z Christine, która przed paroma miesiącami zaręczyła się z Jake’em, kandydującym na stanowisko burmistrza, i nadzorowała jego kampanię wyborczą.