335 Marla chciała zaoponowac, ale nie bardzo wiedziała, co powiedziec. Nick tylko wyraził na głos jej własne obawy, które od dawno ja nachodziły, choc nie chciała sie do tego przyznac. - Kto mógłby chciec mojej smierci? - Myslałem, ¿e mo¿e ty wiesz. Marla zamkneła oczy i oparła głowe o zagłówek. - Ja nawet nie wiem, kim jestem, wiec tym bardziej nie mam pojecia, kto znajduje sie na czele listy moich osobistych wrogów. - Czuła, ¿e ból w szczece wraca, tepy, pulsujacy i nieustepliwy. - Zreszta po co ten ktos miałby zadawac sobie tyle zachodu, zamiast po prostu mnie zastrzelic? - Bo chca, ¿eby to wygladało na wypadek. - Chca. Wiec mamy ju¿ wiecej ni¿ tylko jedna osobe. - Marla westchneła i potrzasneła głowa, patrzac na pote¿ne, siegajace nieba budowle. - Niemo¿liwe. To zbyt naciagane. Miałam wypadek. Mnóstwo osób ulega wypadkom. Zaczełam wymiotowac, bo mam wydelikacony ¿oładek, a moje nerwy sa w nie najlepszym stanie. To wszystko. Nie ma w tym nic niezwykłego - powiedziała, chcac przekonac sama siebie. Nikt http://www.twoj-psycholog.info.pl/media/ narodzinach. Ty... ty powiedziałeś mi, że ona nie przeżyła. Że te prochy, które rozsiałam na wzgórzach... och Boże, czyje to były prochy? - zapytała, a potem potrząsnęła głową, nie chcąc słyszeć kolejnych kłamstw. - Nie mów... o Boże. - Miała ściśnięte gardło i pomyślała, że zaraz zwymiotuje. - Okłamałeś mnie. Dlaczego? - Nie kłamałem... - Przestań! Po prostu przestań! - Wyciągnęła ręce w jego stronę i cofnęła się o krok. Czuła, jak zalewają gorycz. Wściekłość sprawiała, że drżały jej mięśnie. - Ktoś, nie wiem kto, przysłał mi to wszystko. Dostałam to wczoraj, no i wróciłam tutaj, żeby wyjaśnić sprawę. Gdzie jest moja córka, tato? - wycedziła przez zęby, które zaciskała tak mocno, że aż bolała ją szczęka. - Co z nią zrobiłeś, do jasnej cholery? - Ależ kochanie... - Przestań! I to natychmiast! Nie nazywaj mnie kochaniem ani cukiereczkiem, ani dziecinką, ani panieneczką, ani żadnym innym czułym określeniem, dobrze? Ja jestem już dorosła, jeśli nie zauważyłeś, i nie uda ci się wywinąć z tego słodkimi słówkami, sędzio. Nie jestem małą dziewczynką. Dobrze wiem, że nie należy wierzyć ani jednemu słowu, jakie pada z twoich kłamliwych ust, a przyjechałam tu tylko po to, żeby odnaleźć moje dziecko, sędzio,
174 Gdy starsza pani wyszła zza rogu, zdejmujac rekawiczki, do salonu z przerazliwym jazgotem wpadła Coco. - Cicho! - ofukneła ja Eugenia, gdy Coco rzuciła sie do spodni Toma. - Ju¿! Bo pójdziesz do budy! Siad! - Pies, o dziwo, usłuchał. - Alex, Nick... Marla - powitała wszystkich Sprawdź morderstwo, nieumyslne spowodowanie smierci czy Bóg wie co jeszcze. A policjanci celuja w wyciaganiu z ludzi tego, czego własnie nie powinni mówic... Bo¿e, skad u niej to nastawienie? Detektyw przygladał sie jej podejrzliwie ciemnymi oczyma, których wyraz wcale nie pasował do twarzy „równego goscia”. - Pomagam kalifornijskiej drogówce przy dochodzeniu w sprawie wypadku. Prosze powiedziec, co pani pamieta. - Nie zabierze to wiele czasu - mrukneła Marla. Nie zwracajac uwagi na sarkazm w jej głosie, policjant poło¿ył dyktafon na stoliku obok pudełka z chusteczkami i no¿ycami do ciecia drutu, a potem otworzył notatnik. - Prosze mówic o wszystkim, co sobie pani przypomina.