- Domyslam sie. - Doktor Robertson spojrzał z ukosa na

335 Marla chciała zaoponowac, ale nie bardzo wiedziała, co powiedziec. Nick tylko wyraził na głos jej własne obawy, które od dawno ja nachodziły, choc nie chciała sie do tego przyznac. - Kto mógłby chciec mojej smierci? - Myslałem, ¿e mo¿e ty wiesz. Marla zamkneła oczy i oparła głowe o zagłówek. - Ja nawet nie wiem, kim jestem, wiec tym bardziej nie mam pojecia, kto znajduje sie na czele listy moich osobistych wrogów. - Czuła, ¿e ból w szczece wraca, tepy, pulsujacy i nieustepliwy. - Zreszta po co ten ktos miałby zadawac sobie tyle zachodu, zamiast po prostu mnie zastrzelic? - Bo chca, ¿eby to wygladało na wypadek. - Chca. Wiec mamy ju¿ wiecej ni¿ tylko jedna osobe. - Marla westchneła i potrzasneła głowa, patrzac na pote¿ne, siegajace nieba budowle. - Niemo¿liwe. To zbyt naciagane. Miałam wypadek. Mnóstwo osób ulega wypadkom. Zaczełam wymiotowac, bo mam wydelikacony ¿oładek, a moje nerwy sa w nie najlepszym stanie. To wszystko. Nie ma w tym nic niezwykłego - powiedziała, chcac przekonac sama siebie. Nikt http://www.twoj-psycholog.info.pl/media/ narodzinach. Ty... ty powiedziałeś mi, że ona nie przeżyła. Że te prochy, które rozsiałam na wzgórzach... och Boże, czyje to były prochy? - zapytała, a potem potrząsnęła głową, nie chcąc słyszeć kolejnych kłamstw. - Nie mów... o Boże. - Miała ściśnięte gardło i pomyślała, że zaraz zwymiotuje. - Okłamałeś mnie. Dlaczego? - Nie kłamałem... - Przestań! Po prostu przestań! - Wyciągnęła ręce w jego stronę i cofnęła się o krok. Czuła, jak zalewają gorycz. Wściekłość sprawiała, że drżały jej mięśnie. - Ktoś, nie wiem kto, przysłał mi to wszystko. Dostałam to wczoraj, no i wróciłam tutaj, żeby wyjaśnić sprawę. Gdzie jest moja córka, tato? - wycedziła przez zęby, które zaciskała tak mocno, że aż bolała ją szczęka. - Co z nią zrobiłeś, do jasnej cholery? - Ależ kochanie... - Przestań! I to natychmiast! Nie nazywaj mnie kochaniem ani cukiereczkiem, ani dziecinką, ani panieneczką, ani żadnym innym czułym określeniem, dobrze? Ja jestem już dorosła, jeśli nie zauważyłeś, i nie uda ci się wywinąć z tego słodkimi słówkami, sędzio. Nie jestem małą dziewczynką. Dobrze wiem, że nie należy wierzyć ani jednemu słowu, jakie pada z twoich kłamliwych ust, a przyjechałam tu tylko po to, żeby odnaleźć moje dziecko, sędzio,

174 Gdy starsza pani wyszła zza rogu, zdejmujac rekawiczki, do salonu z przerazliwym jazgotem wpadła Coco. - Cicho! - ofukneła ja Eugenia, gdy Coco rzuciła sie do spodni Toma. - Ju¿! Bo pójdziesz do budy! Siad! - Pies, o dziwo, usłuchał. - Alex, Nick... Marla - powitała wszystkich Sprawdź morderstwo, nieumyslne spowodowanie smierci czy Bóg wie co jeszcze. A policjanci celuja w wyciaganiu z ludzi tego, czego własnie nie powinni mówic... Bo¿e, skad u niej to nastawienie? Detektyw przygladał sie jej podejrzliwie ciemnymi oczyma, których wyraz wcale nie pasował do twarzy „równego goscia”. - Pomagam kalifornijskiej drogówce przy dochodzeniu w sprawie wypadku. Prosze powiedziec, co pani pamieta. - Nie zabierze to wiele czasu - mrukneła Marla. Nie zwracajac uwagi na sarkazm w jej głosie, policjant poło¿ył dyktafon na stoliku obok pudełka z chusteczkami i no¿ycami do ciecia drutu, a potem otworzył notatnik. - Prosze mówic o wszystkim, co sobie pani przypomina.