do ich prostowania za pomocą żelazka fryzjerskiego. Dzisiejsze młode dziewczyny uważały jej pokolenie za frywolne. Ciekawe, czy zmieniłyby zdanie, gdyby każdy dzień zaczynały od prostowania sobie włosów na desce do prasowania. Miała trudny okres. Kiedy zaczęła naukę w college'u, jej matka tego nie zaaprobowała. Właśnie wtedy spodobał jej się Pierce Quincy. Był inny niż wszyscy, których znała. Pochodził z Nowej Anglii. Jej matce to się nawet podobało. 28 Może łączyło go coś ze statkiem „Mayflower"? Ciekawe, czy utrzymywał jakieś kontakty ze starą ojczyzną? Nie utrzymywał. Jego ojciec prowadził farmę na Rhode Island. Miał setki hektarów ziemi, ale był bardzo zamknięty w sobie. Quincy robił doktorat z psychologii. To też podobało się jej matce. Pracownik naukowy? Może być. Doktor Quincy - bardzo dobrze. Ustatkuje się, będzie miał prywatną praktykę. Na skołatanych umysłach można zarabiać pieniądze. Quincy'ego rzeczywiście pociągały skołatane umysły. Lata pracy w policji w Chicago skłoniły go do studiowania kryminologii i psychologii. Najwyraźniej bardziej niż broń i emocje związane z pracą policjanta fascynowały go umysły przestępców. Skąd brały się skrzywione osobowości? Kiedy http://www.terapia-cranio-sacralna.info.pl spytał Everett. - Nic mi nie jest! - Quincy spróbował jeszcze raz, ale jego głos nadal brzmiał dziwnie, inaczej niż zawsze. Mówił jak człowiek zdesperowany. Jak zdesperowany ojciec. A potem przyszła mu do głowy pewna myśl. To było coś jak instynkt, oczywiste, chociaż nie całkiem zrozumiałe. Jemu o to chodziło! Quincy czuł w kościach, że podejrzanemu chodzi o niego. Facet rozpoczął atak nie po to, żeby trudniej go było odnaleźć, ale żeby się trochę zabawić. Zrobił to po to, żeby znaleźć najgłębszą ranę Quincy'ego i zacząć ją rozdrapywać. Quincy oblizał wargi i jeszcze raz spróbował się opanować. - Posłuchajcie. Tu nie chodzi o moją córkę. Podejrzanemu nie zależało na niej. Informacje rozpowszechnił dla taniego dreszczu emocji. - Więc wiesz, kto to jest? - Glenda Rodman była gotowa go przyszpilić.
tak bardzo zajęta, że nie odpowiadałaś na moje telefony. Rainie, rozumiem, przez co przechodzisz. Wiem, że nie jest ci łatwo... - Znów to samo. Litość. - Zrozumienie to nie litość! - No, może nie to samo, ale prawie. Zamknął oczy. Wiedziała, że liczy do dziesięciu, żeby się uspokoić i nie Sprawdź - Więc spotykacie się? Rainie westchnęła. - Spotykaliśmy się. Dawno temu. Jak jest teraz? Nie wiem. Oddaj mi przysługę i zapytaj go, kiedy wstanie. - Jak się poznaliście? - W ubiegłym roku. Sprawa Bakersville. - Och! - zareagowała Kimberly. - To była zła sprawa. - Można tak powiedzieć. - Więc to ty straciłaś wtedy pracę? - Tak, ja. Kimberly skinęła głową z przekonaniem godnym absolwenta psychologii. - Rozumiem problem. - Świetnie. Wyjaśnisz mi to?