- No tak.- Len delikatnie się ode mnie odsunął, żeby zajrzeć mi prosto w oczy. Wampir uśmiechał się, ciepło i trochę ironicznie. Jak wcześniej – znowu się rozpłakałam - teraz już ze szczęścia. – Wyobraź sobie moje położenie - dochodzę do siebie w nieznanym miejscu, obok stoi Lereena i natarczywie się we mnie wpatruje. Też na nią popatrzyłem, ukradkiem, i pomyślałem, że chyba nie muszę się śpieszyć ze zmianą postaci. Jak się okazało, niepotrzebnie... Póki rozmawialiście, naprędce obejrzałem twoją pamięć i sierść stanęła mi dęba. Nie mogłem wymyślić czegoś na poczekaniu, więc postanowiłem zataić się i poczekać na odpowiednią chwilę. To znaczy mniej nieodpowiednią, dlatego że wszystko zwaliłaś na siebie (chyba tak będzie; Len jest bardzo skomplikowanym wampirem, tak jak jego wypowiedzi – przyp. red). Kiedy Orsana się uparła, zrozumiałem, że nie mogę dłużej czekać, zmieniłem postać, wyrwałem miecz od łożniaka, który stał najbliżej i obciąłem/zniosłem mu głowę. Wy, na szczęście, nie zmieszaliście się i zaczęła się taka zawierucha, że ghyr zmartwychwstał! A ty na dodatek zaczynasz na mnie wrzeszczeć, o coś oskarżać i nie wytrzymałem... A potem zachowywałem się jak chłopak. A ty gniewałaś się, skrywałaś myśli i nie wiedziałem co o tym myśleć i jak się zachowywać w stosunku do ciebie.

ROZDZIAŁ 6 Granicą Arlissa, w odróżnieniu od Dogewy, była nie droga, a rzeka, która zamknęła dolinę w okrągłą pętlę. Przyjechaliśmy nie po trakcie, a po prostej ścieżce z Kuriak, i straży granicznej, jak i samych wampirów, w pobliżu nie było. Na tej stronie brzegu rósł wiekowy las, przeważnie dębowy, lecz wiatr już donosił tutaj nasiona z Jasnego Gradu, i skraj lasu ożywiała parada białych jesionów, a u ich podnóża na całego kwitły Elfiell Viresta, czyli złote elfickie dzwonki. - Będziemy się przeprawiać? - chmurnie zainteresowała się Orsana, napinając cugle i zatrzymując się dwie sążnie od brzegu - już boleśnie elokwentnie kołysały się nad w wodzie bezkształtne skrawki, które niegdyś były odzieżą. Mostem, jak i mówił gnom, nawet nie pachniało. Pachniało szlamem, padliną i jeszcze jakimś świństwem, które zabarwiło wodę na nienaturalny czerwonawy kolor. Pociągnęłam nosem i stwierdziłam: - Woda jest zatruta. http://www.ten-ortodonta.org.pl/media/ - Może tak właśnie się stało - zauważyła Shipley. Allbeury był sceptycznie nastawiony. - Ale w obu przypadkach? To mało prawdopodobne. Shipley nie odpowiedziała. Prawnik przyglądał się jej przez dłuższą chwilę, po czym zwrócił się do Keenana. - Więc czym właściwie mogę panu służyć, nadinspektorze? - Po pierwsze, chciałbym, żeby pan sobie przypomniał, co pan robił w czasie, kiedy popełniono obie zbrodnie. A po drugie, proszę nam wyczerpująco opowiedzieć o wszystkich powiązaniach z ofiarami.

ojciec jest cały i zdrowy, póki nie zobaczy go na własne oczy. Christopher poprosił Lizzie, by jeszcze raz przemyślała sprawę. - Teraz myśli, że mnie napadnięto, więc wszystko będzie grało... najwyżej się trochę przejmie. - Nic nie będzie grało, bo to nieprawda. Nawet jeśli Sprawdź wymawiał słowo „gwiazda" w zupełnie innym kontekście. Pierdolić gwiazdę. Jedno z jego ulubionych „czułych słówek". Oczywiście to tylko niewinna karteczka. Nie popsuj tego dnia, lizzie. Z początku zamierzała trochę się powylegiwać, może zjeść w łóżku śniadanie, ale potem doszła do wniosku, że najbardziej spragniona jest towarzystwa dzieci. Wzięła szybki prysznic, znalazła kostium kąpielowy, plażową sukienkę i sandały, przejrzała się w lustrze; mimo wielu godzin filmowania we wnętrzach była już nieźle opalona. Najpierw zobaczyła Christophera - siedział okrakiem