siły Rozpędzona woda szarpnęła mocno ciałem kobiety i martwy

około stu osiemdziesięciu metrów kwadratowych, dwie sypialnie i dwie łazienki na górze, jedna mała łazienka na dole. W dwudziestoletnim apartamentowcu. Dobre miejsce: przytulne, ale nie luksusowe. Czterdzieści tysięcy na rok też było w sam raz: około piętnastu tysięcy więcej, niż potrzebowała na spokojne życie. Rozumiała, że w ten sposób David chce ją wspomóc w poszukiwaniach. Nie mógł robić tego co ona, więc robił to, co mógł. Biorąc jeszcze poprawkę na fakt, że ma teraz rodzinę na utrzymaniu, było to coś więcej niż hojność. Po gimnastyce Milla nalała sobie kawy i zabrała ją na górę, by się ubrać. Nie musiała dzisiaj wkładać dżinsów i ciężkich buciorów, dzięki Bogu. Mogła włożyć sukienkę i sandały, w których czuła się o wiele wygodniej. Drobne luksusy zawsze pomagały jej przetrwać ciężki czas, więc korzystała z dni wolnych, by dokładnie nawilżyć skórę dobrym kremem, zadbać o włosy i o makijaż, zaszaleć z perfumami. Małe, pozornie nieistotne sprawy, które bardzo pomagały jej żyć. Pewnie czasem wyglądała jak skrzyżowanie GI Jane z Thelmą i Louise, ale wewnątrz pozostawała kobietą świadomą swej kobiecości i pragnącą tę kobiecość pielęgnować. Zeszło jej trochę czasu na tych przyjemnych zabiegach http://www.teczowakrainapila.pl/media/ - Mhm - nie czuła się przekonana. - Nie, nic nie wypłynęło. Szukam zaginionych, zbieram fundusze dla organizacji. Udało mi się pozyskać nowego sponsora w Dallas, firmę komputerową. - To świetnie - powiedział True. Rip w ogóle nie brał udziału w rozmowie, nie przywitał się nawet z True. Milla, rzuciwszy nań okiem, zauważyła, że z twarzy Kospera zniknęło całe ciepło. Spojrzenie lekarza przypominało jej trochę zimny wzrok Diaza. an43 173 Cholera. Przyszła tu po to, by zapomnieć o Diazie, a nie myśleć o nim. Ale co działo się z Ripem? Przecież to taki miły i otwarty

- Diaz? - mruknął. - To popularne nazwisko. Znam pewnie z pięćdziesięciu, sześćdziesięciu Diazów. - Ten konkretny działa w Meksyku. Jest jakoś związany z przemytem ludzi przez granicę. - Kojot. - Nie sądzę. On... chyba nie robi tego osobiście. Zawahała się na Sprawdź się przybyszom, bo nie opuszczali auta. Miała nadzieję, że Brian dojdzie do tych samych wniosków co ona i pozostanie na swoim miejscu. Nie wypatrzyła go nigdzie, choć szukała. Gdziekolwiek się ukrył, nieźle mu to wyszło. Minuty mijały, a Brian się nie ujawniał. Dobrze. Myślał zapewne to samo co ona: że przyjedzie ich tutaj więcej. Jakieś dziesięć minut później usłyszała kolejny silnik. Samochód przejechał obok kościoła, po czym cofnął się w alejkę wiodącą na cmentarz, stając bagażnik w bagażnik z czekającym pojazdem. Z obu samochodów wysiedli mężczyźni; z drugiego, jak się okazało, także dwóch. Milla przyjrzała się uważnie przybyszom: kierowca był wysokim szczupłym Latynosem, długie czarne włosy spiął w kucyk. Pasażer