czuje ciężar broni.

strach, powtarzał sobie, że mają czas, ale klął pod nosem, a każde uderzenie serca niosło grozę. Ledwie oddalili się od brzegu, kapitan dodał gazu. Statek ożył. Za ich plecami szalała feeria świateł, które odbijały się w wodzie i na szczęście gasły, im dalej wypływali w morze. Ślizgacz ciął wodę, bryzgi fal i wiatr oślepiały Bentza, który przeczesywał wzrokiem ciemność, modląc się o życie żony. Ma jeszcze czas. Montoya i Hayes naradzali się, zagłuszał ich szum silników i wiatru. Planowali. Ale Bentz myślał tylko o Olivii i o tym, przez co przechodzi. Był słaby, bezradny. Tyle szkoleń, tyle lat w policji, a nie może nic zrobić, by ją ratować. Zacisnął dłonie na poręczy. Trzymaj się, myślał. Boże, Liwie, trzymaj się. Każdy odgłos docierający z góry, każdy krok, każde przesunięcie krzesła sprawiały, że O1ivia dygotała nerwowo. – Skup się – powtarzała sobie. – Skup się. Ale sytuacja się zmieniła, silnik... inny odgłos... i wtedy to zobaczyła. Woda na podłodze plamiła album... na razie jest jej mało, ale... – Błagam, nie. – Na myśl o śmierci pod wodą zrobiło jej się niedobrze. Skąd ona się bierze? Czy może ją jakoś zatamować? Zatkać przeciek? Boże, skąd ta woda? W panice odwróciła się, przeczesywała wzrokiem pomieszczenie, ale nie widziała nic, żadnej szczeliny w podłodze, żadnej dziury w burtach. Nic nie może http://www.tarczeprostokatne.com.pl Na dole schodów pociągnęła O1ivię jeszcze kawałek i pchnęła na podłogę. Przez gruby śpiwór docierał do niej przykry zapach, kwaśny, ostry... mocz? – Witaj w domu – wycedziła kobieta z satysfakcją w głosie. Dyszała ciężko z wysiłku. O1ivia usłyszała brzęk metalu. Klucze? Nasłuchiwała i jednocześnie wierciła się i kręciła, chcąc wyjrzeć ze śpiwora. Nadal miała skute ręce i zaklejone usta. Wreszcie z trudem, dysząc ciężko, uniosła z wysiłkiem ręce i przesuwając palcami wzdłuż suwaka, znalazła wewnętrzny zamek. Pociągnęła. Co chwila wypuszczała go z odrętwiałych palców, ciało ciągle stawiało opór, strach odbierał resztki sił. Nie przestawaj. Dalej. Działanie paralizatora niedługo ustąpi. W końcu szarpnęła mocno, pochyliła się, pociągnęła za suwak i zamek się otworzył. Kobieta ze śmiechem obserwowała jej żałosne wysiłki. Trudno!

Schował obrączkę do kieszeni i usiadł przy barze, zajął jeden z nielicznych wysokich stołków niedaleko obrotowych drzwi do kuchni. Zamówił whisky u barmanki, która wyglądała, jakby nie miała jeszcze dwudziestu jeden lat. Głośna meksykańska muzyka nikła w gwarze rozmów i szczęku szkła, ale Montoya nasłuchiwał, czekał na coś, co pozwoli mu dowiedzieć się czegoś więcej o Fernandzie Valdezie, jego siostrze, srebrnym chevrolecie, kobiecie, która nim jeździła. Powoli sączył Sprawdź A teraz ktoś celowo ściąga go do Los Angeles. Ani przez chwilę nie wątpił, że ten, kto przysłał zdjęcia i akt zgonu, chce go zwabić do południowej Kalifornii. Ale dlaczego? I dlaczego akurat teraz? Dopił kawę, zadzwonił do Montoi i nagrał wiadomość z prośbą o kontakt. Rozejrzał się po małej knajpce; goście tłoczyli się przy niedużych stolikach, zajmowali miejsca w miękkich fotelach przy oknach. Trójka nastolatków, chłopak i dwie dziewczyny, leniwie sączyła czekoladowe napoje zwieńczone ogromną czapą bitej śmietany. Nie przerywając ani na chwilę rozmowy, cała trójka błyskawicznie wystukiwała SMS-y. Na szczęście nigdzie nie widział pierwszej żony – ani jej ducha. Nie żeby akurat ten widok miałby go jakoś specjalnie zdziwić. Jednak zagadka Jennifer zaczyna się w Kalifornii. Ponownie wyjął fotografie. Tak, to na pewno Los Angeles. W rogu fotografii, na której przebiega przez ulicę, dostrzegał palmę i kalifornijskie numery rejestracyjne. Na zdjęciu w kawiarni dało się dostrzec fragment