- Moja matka zjeżdża do Londynu w przyszłym tygodniu.

- Słucham? W tym momencie Lucien doszedł do wniosku, że kobieta wcale nie udaje naiwnej. I zupełnie nie ma pojęcia, kim on jest. Dzięki Bogu. - Z doświadczenia wiem, że referencje zawsze są doskonałe, a więc bezużyteczne. Wolę sięgnąć do źródeł. - Podparł dłonią podbródek i uśmiechnął się. Miał nadzieję, że nie wygląda jak drapieżnik, choć tak właśnie się czuł. - Proszę mi opowiedzieć o sobie. Panna Gallant wygładziła spódnicę wprawnym i zarazem bardzo kobiecym ruchem. - Oczywiście. W ciągu ostatnich pięciu lat byłam guwernantką i damą do towarzystwa w wielu domach. Jestem uważana za bardzo kompetentną. - Uniosła brodę, najwyraźniej szykując się do wygłoszenia przygotowanej przemowy. - Najbardziej lubię uczyć dorastające panienki. Ja... - Hm. Wolałbym, żeby moja była trochę bardziej dojrzała. - Słucham? - Ile ma pani lat, panno Gallant? Zmierzyła go wzrokiem. W jej oczach po raz pierwszy pojawił się cień. - Dwadzieścia cztery. Patrząc na cerę delikatną i nieskazitelną jak u dziecka, dałby jej rok albo dwa lata mniej. - Proszę mówić dalej. - W ogłoszeniu była mowa o siedemnastoletniej dziewczynie. To pańska siostra? http://www.tanie-fordy.com.pl Po ceremonii Santos zaprosił żałobników na poczęstunek. Skromną stypę urządziła Liz, zdejmując z Santosa obowiązek zadbania o drobiazgi. W czasie spotkania nie odstępowała go na krok, tak jakby należał do niej. Chociaż ani razu nie spojrzała w jej stronę, Gloria wyraźnie czulą niechęć dawnej przyjaciółki. A później goście, jedni po drugich, zaczęli zbierać się do wyjścia i było już po wszystkim. Liz musiała wracać do restauracji, Jacksona wzywano do biura, sąsiedzi nie chcieli się narzucać. Gloria, wyczerpana i bliska łez, zabrała się do zbierania talerzy i szklanek. - Zostaw - poprosił Santos. - Później się tym zajmę. Spojrzała na niego przez ramię. Stał w drzwiach kuchni, wyraźnie wzburzony. - Dlaczego? - Później się tym zajmę - powtórzył z niechęcią. – Nie potrzebuję twojej pomocy. Te słowa zabolały ją bardziej, niż powinny. - Żaden kłopot. Podszedł do niej energicznym krokiem. - Niby dlaczego, Glorio? Dlaczego chcesz mi pomóc? - Dlaczego? - spytała bezradnie. - Dlatego, że ją kochałam. Milczał chwilę ze wzrokiem utkwionym w przestrzeń, wreszcie spojrzał jej prosto w oczy. W jego wzroku było tyle wrogości, że wstrzymała oddech. - Co, u diabła, ma wspólnego pomoc w zmywaniu naczyń z uczuciami do Lily? Nie mieszkałaś z nią... prawie jej nie znałaś.

- Jak mogłam! - Liz miała wypieki na policzkach. - Nie byłaś tam! Nie wiesz, jak to wyglądało! Nie masz pojęcia, co one... - Wiem, że ja bym nie powiedziała słowa, gdyby to chodziło o ciebie! Nigdy! - Dziękuję ci! - Liz zerwała się na równe nogi. - Co ty możesz w ogóle wiedzieć? Właśnie wyrzucili mnie ze szkoły! Straciłam stypendium, swoją przyszłość! A ciebie obchodzi tylko twój Santos! - Nieprawda! Przejmuję się tobą! Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, ale nie zdajesz sobie sprawy, do czego jest zdolna moja matka! - Spuściła głowę. - Nie wiesz nawet, na co ją stać. - Nie wiem? - Liz uśmiechnęła się szyderczo. - Właśnie się przekonałam. Właśnie sprawiła, że wyleciałam ze szkoły tylko za to, że zaprzyjaźniłam się z tobą! Ty zrobiłaś to, co Sprawdź - Ładnie tu, prawda? - Wziął ją za rękę i pociągnął za sobą. - Dalszy ciąg naszej sagi rozgrywa się właśnie tutaj, w Dzielnicy Francuskiej. Kiedy tatuś wyzionął ducha, przenieśliśmy się z matką do Nowego Orleanu. Mieszkała tu nasza kuzynka, zapewniała, że pracy jest pod dostatkiem, życie łatwe, atmosfera wesoła. Oczywiście kuzynka natychmiast o nas zapomniała, a pracy nie było. Skręcili w Bourbon Street. - Jesteśmy na miejscu - Santos uśmiechnął się krzywo. - Ta ulica nigdy nie zasypia, pełno tu klubów nocnych, barów ze striptizem, sex shopów. Pełno jazzu i bluesa. A oto Club 69... Zatrzymali się przed wejściem do lokalu. Naganiacz co chwila otwierał i zamykał drzwi. Za każdym razem oczom gapiów ukazywała się sylwetka dziewczyny tańczącej przed podpitą publicznością. Santos nie przychodził tutaj od dawna. Przez całe lata unikał i Bourbon Street, i klubu. Unikał wspomnień. A jednak przeszłość ciągnęła się za nim, nie dawała spokoju. - Przyjrzyj się dobrze, Glorio. Tutaj pracowała moja matka. Tak zarabiała na życie. - Daj spokój, Santos, proszę. To niepotrzebne. - Gloria odwróciła się, chciała odejść. - Owszem, potrzebne. - Zatrzymał ją. Naganiacz uśmiechnął się obleśnie, więc spuściła wzrok. - O co chodzi? Patrz, Glorio. Patrz, jaka zabawa. Dopiero druga po południu, a sala pełna po brzegi. Moja matka pracowała na nocnej zmianie, wtedy są lepsze napiwki. Oparł brodę o głowę dziewczyny, wciągnął głęboko powietrze, wdychając odór baru i słodki zapach szamponu Glorii: zapach wspomnień, bolesny zapach przeszłości. - Czujesz, Glorio? Pociągnij nosem. Tak cuchnęło od matki, kiedy wracała do domu. Skórę miała przesyconą smrodem whisky, papierosów i starych capów. Pamiętam, jak lubiłem niedzielne ranki. Wtedy pachniała świeżością. Gloria otrząsnęła się. Było w tym geście obrzydzenie i współczucie. Mocniej zacisnął palce na jej ramionach. Wyobraził sobie, jakim wzrokiem patrzyłaby na Lucię, co by sobie o niej pomyślała. - Idziemy - warknął ze złością i pociągnął ją w stronę samochodu. - Puść mnie. To boli. - Gloria wyszarpnęła rękę.