- Uhm.

W progu stanęła panna Grenville. - Przyszłam zapytać, czy wszystko w porządku. - Sama nie wiem. - Zaśmiała się nerwowo. - Rozumiem. Co się stało? - W końcu dostałam nauczkę. - Wyciągnęła spod łóżka kufer. - Przykro mi, Emmo, ale muszę... - Zrezygnować z posady. Po tym, jak was zobaczyłam dziś rano, nie mogę powiedzieć, żebym była zaskoczona. - Wątpię, czy mnie jeszcze zechce. Jestem skończoną idiotką. Przyjaciółka się uśmiechnęła. - Wcale nie. Masz dużo szczęścia. I wracasz do Londynu. Alexandrę ogarnęło podniecenie. - Tak. Ale najpierw muszę gdzieś jeszcze wstąpić. Czuła, że musi poznać prawdę, a dzięki Lucienowi wreszcie zebrała się na odwagę, żeby zażądać wyjaśnień. Wzięła głęboki oddech, mocniej ścisnęła smycz Szekspira i zastukała w masywne dębowe drzwi. Dźwięk odbił się echem we wnętrzu domu, na co jej serce zabiło w takim samym nerwowym rytmie. Chwilę później ujrzała przed sobą kamerdynera o orlim nosie. - Tak, panienko? - Proszę poinformować jego miłość, że panna Gallant chce się z nim zobaczyć. http://www.ta-medycyna.edu.pl Patrzyła na niego przez dłuższą chwilę, a w jej turkusowych oczach podejrzliwość mieszała się z zaskoczeniem i gniewem. - Twoje „kocham” to po prostu kolejne słowo pomagające ci w manipulowaniu ludźmi. Ty nie wierzysz w miłość, Lucienie. Sam mi to powiedziałeś. - Byłem idiotą. - Nadal nim jesteś. Otwórz drzwi i wypuść mnie. - Nie. Tutaj jesteś bezpieczna, a ja cię przekonam, że mówię szczerze. Fiona i Rose myślą, że pojechałaś do Akademii Panny Grenville. Twoja przyjaciółka lady Victoria również. Usiadła na brzegu łóżka. - Jak zamierzasz mnie przekonać? - Usunę wszelkie przeszkody, którymi się zasłaniasz. Wzruszyła ramionami.

madame Charbonne przygotować nową suknię! - Tak, mamo. - Lecz w drzwiach dziewczyna przystanęła, a na jej ładnej twarzy odmalowała się konsternacja. - A co z lordem Beltonem? Będzie bardzo rozczarowany. Alexandra wstała z zamiarem wyjścia. - Lord Kilcairn już go poinformował o zmianie planów. Spotkacie się innego dnia. - Panno Gallant - odezwał się hrabia, ukradkiem przydeptując jej suknię. - Mamy Sprawdź Tom uśmiechnął się chmurnie. — Nie mam nic prze- ciwko temu, żeby dzieci chodziły do parku. — Pochylił się nad Bobbym i Jean. — Możecie tam chodzić, kiedy tylko zechcecie. I nie musicie się niczego bać. Niczego ani niko- go. Pamiętajcie. Kopnął nogą potężną skrzynię. — Niczego nie musicie się obawiać. Już nie. Rodzeństwo pokiwało ze zrozumieniem głowami, nadal wpatrując się w skrzynię. 97 — Dobrze, tatusiu — odetchnęła wreszcie Jean. — Ja cię kręcę, tylko się jej przyjrzyj! — wyszeptał