- Jeżeli się zgodzisz, będziesz musiała postąpić według moich wskazówek.

- Dla mnie to samo - rzekł Mark odkładając kartę. - Ma juŜ stanowczo dość - zauwaŜył Mark, wchodząc do domu ze śpiącą Eriką na ręku. Gdy wychodzili z restauracji, kolega zawołał Marka i dał mu bilety do cyrku w Midland. Do Midland jest stąd blisko, myślał Mark, świetna okazja, by wypuścić na szosę samochód Alli. Zamiast postawić swoją furgonetkę przed restauracją, zostawił wóz na parkingu Klubu Ranczerów. Po raz pierwszy Mark był pasaŜerem, a Alli kierowcą. Nie skąpił komplementów pod jej adresem, Ŝe tak dobrze prowadzi swój nowy wóz. - Zaniosę ją do łóŜka - powiedziała Alli, biorąc Erikę z jego rąk. Ten przypadkowy dotyk zwiększył u obojga napięcie seksualne, które pod wieczór i tak się pojawiło. - Mam ci pomóc? - zapytał przytłumionym głosem, licząc na to, Ŝe Alli odmówi. Potrzebny mu był dystans między nimi, Ŝeby jakoś się z tym problemem uporać. W drodze do Midland i z powrotem prowadzili miłą rozmowę, lecz on był zawsze czujny, świadom tego, co się z nimi potrafiło dziać, gdy znaleźli się blisko siebie. Ale tym razem, gdy Alli brała od niego Erikę, z trudem nad sobą zapanował. - Nie, dam sobie radę - odparła, kołysząc małą w ramionach. - Jestem ci wdzięczna, Ŝe pomogłeś mi z autem, dzięki za obiad, za cyrk. Świetnie się cały czas bawiłam. http://www.sparkel.pl/media/ Alli doznała wstrząsu. Śmiał się. A nigdy nie widziała, Ŝeby się śmiał. Dopiero teraz. Był uprzejmy, Ŝyczliwy. Nie to, Ŝeby w pracy był tyranem, skądŜe! Ale zawsze w jej obecności zachowywał wstrzemięźliwość i niewiele mówił. ZauwaŜył chyba jej zdziwienie, bo zapytał: - Coś nie tak? - Nie, wszystko w porządku - rzekła i dodała przezornie: - Przyszło mi na myśl, Ŝe chyba dłuŜej niŜ pięć minut nigdy prywatnie nie rozmawialiśmy. Mark zamyślił się. Chyba miała rację. Rozmowa o opiece nad Eriką teŜ miała charakter słuŜbowy. - Zrobiłaś mi wielką przysługę, Ŝe zgodziłaś się tu przyjechać. Prywatnie jestem bardziej rozluźniony, swobodny, poznasz mnie od całkiem innej strony. MoŜesz mi wierzyć albo nie, ale jestem całkiem sympatycznym facetem. - Nie myślałam, Ŝe jesteś niesympatyczny. - Zlękła się, Ŝe moŜe go urazi,

dam ci powodu, Ŝebyś chciała mnie opuścić. Usta Alli drŜały. Po wyznaniu Marka słowa nie mogła wymówić. - Będę dobry dla ciebie i naszej córki, obiecuję. Przełknęła cisnące się do oczu łzy. - Naszej córki? - Tak, adoptujemy Erikę, a kiedy będzie trochę starsza, opowiemy jej o Sprawdź - Daj spokój. Zawsze sobie pomagaliśmy, prawda? - Myślisz, że Lysander jest jej celem? - zapytał Mark marszcząc brwi. - Nie obchodzą mnie zamiary panny Stoneham - Oriana wzruszyła ramionami. - Jestem pewna, że poczuje się najlepiej w roli, jaką dla niej planujesz. - Bądź ostrożna, siostrzyczko. Chodzą słuchy, że Lysan¬der nie jest dobrą partią. Popatrz tylko na tę posiadłość. Alexander musiał popaść w olbrzymie długi. Tylko jednej nocy przehulał u Watiera dobre sześć tysięcy, byłem tam i widziałem. - Niepokoi mnie ta panna - ciągnęła Oriana, nie bacząc na jego słowa. - Jest taka dobra i uczynna. Nie znoszę tego rodzaju cukierkowych istot i z prawdziwą przyjemnością ujrzę jej upadek. - W porządku - uśmiechnął się Mark. - Powiem ci, co zamierzam zrobić. - W kilku słowach wyjaśnił swój plan. - Ale czy ona się zgodzi? - wątpiła Oriana. - Może się po prostu poskarżyć lady Helenie. - Nie sądzę. Doskonale zdaje sobie sprawę, że wejście Arabelli do towarzystwa zależy od jej dobrego zachowania. Nie zechce tak ryzykować. - Po tym wszystkim nie będziesz mógł tu pozostać - rzekła panna Baverstock po namyśle. - Moja droga, prawdę mówiąc, nie chcę. Jak dla mnie, czas się tutaj zbytnio dłuży. W sobotę rano nadejdzie list wzywający mnie do domu. - Przecież nie możesz podróżować w niedzielę! - Mylisz się. Zresztą mój pobyt tu jest bez sensu, Oriano. Nie mam pojęcia, co stało się z Lysandrem, ale zachowuje się ostatnio jak stary, oklapły pies. Nie, wolę miły wypad do Paryża z rozkoszną panną Stoneham. - A co ze mną? Nie możesz mnie tu tak po prostu zostawić. Pomyśl tylko, w jak dwuznacznej stawiasz mnie sytuacji.