domu.

sił przed siebie. - Becky! Już jesteś trupem! Słyszysz mnie?! Zabiorę cię razem ze sobą do piekła! Uciekała co sił, w panicznym strachu, wąską, zarośniętą ścieżką poprzez las. Pędziła najszybciej, jak mogła, lękając się każdego ostrego kamienia, każdej gałęzi. Potknęła się na jakimś pniu, lecz zdołała zachować równowagę. Raz tylko zatrzymał ją jakiś konar, o który zaczepiła jedwabną suknią. Cienka tkanina rozdarła się z trzaskiem. Becky pobiegła dalej, dysząc ciężko. Michaił deptał jej po piętach, krzycząc wściekle: - Rebecca! Alec walczył jednocześnie z trzema pozostałymi przy życiu Kozakami. Nigdy się jeszcze z nikim tak zaciekle nie zmagał. Kurkow pognał za Becky i Alec wiedział, że Rosjanin pragnie jej śmierci. Kozacy byli coraz bardziej wyczerpani. Należało z nimi skończyć i uczynił to bez litości, mając w pamięci to, co uczynili z jego przyjaciółmi. Pierwszemu z nich przeciął prawe ramię aż do kości, a potem przebił go na wylot. Wyciągnął broń, która utkwiła w jego piersi, a gdy drugi Kozak zamierzył się na niego, trafił go prosto w gardło, niemalże odcinając mu głowę od tułowia. Trzeci cofał się przed nim z trwogą. Alec ruszył na niego. Kozak próbował wprawdzie uciec, lecz Alec zastąpił mu drogę i zmusił do walki. Już za chwilę jego przeciwnik padł z wyciem na kolana. Alec z zaciśniętymi ustami rozpruł mu brzuch. Wytarł broń o połę płaszcza jednego z zabitych, zabrał mu pistolet i wyskoczył przez http://www.sienatori.pl/media/ nie potrafił. Kiedyż to ostatni raz miał kobietę? Westchnął głęboko. Akurat dużo mu przyszło z tego, że starał się postępować lepiej! Becky oprzytomniała. Nadal było ciemno, a nad nią nachylało się trzech postawnych mężczyzn. Przystojne twarze nieznajomych wykrzywiały pożądliwe uśmiechy. W migotliwym świetle latarni wyglądali jak maszkarony na gotyckich rynnach. Zionęło od nich alkoholem. Wyrażali się jak ludzie dobrze wychowani, ale przeraziły ją agresywne spojrzenia i dwuznaczne uśmieszki. Wiedziała, czego chcą. Tak samo patrzył na nią wcześniej Michaił, a jego groźby wciąż jeszcze rozbrzmiewały jej w uszach. - Zo... zostawcie mnie w spokoju. Nie zrobiłam nic złego! - Jasne, że nie, moja miła - zamruczał wysoki mężczyzna tuż przed nią. Miał lodowate, jasnobłękitne oczy i rozwichrzone rudawe włosy. - Nie bój się. Nazywam się Draxinger, a to moi przyjaciele. - Podał jej wypielęgnowaną, białą dłoń. - Czy chciałabyś wejść do środka?

- Jesteśmy przecież blisko morza, wasza wysokość! Po cóż mamy czekać, aż lady Campion wróci tu z tym Anglikiem, skoro możemy uciec? Łatwo nam przyjdzie spuścić łódź na wodę i umknąć, nim nas zdołają złapać. - Uciec? - Michaił nienawidził samej myśli o odwrocie. Nie wiedział również, gdzie mógłby szukać schronienia. Któryż kraj zgodziłby się go przyjąć, jeżeli spisek wyszedł na jaw? - Dobrze, że mamy przynajmniej dziewczynę. Może być naszą ostatnią deską ratunku. Sprawdź - Od czasu do czasu - odparł krótko. Nie miał ochoty dyskutować o swoich obowiązkach, ale nadal nie wiedział, jak zacząć właściwą rozmowę. On, który nigdy nie miał problemów w kontaktach z kobietami. Chciało mu się z tego śmiać. Zaraz jednak westchnął ciężko. Widocznie odkąd poznał Bellę, nie jest tym samym człowiekiem. - Posłuchaj... - zaczął niepewnie, ale właśnie wtedy rozległo się pukanie do drzwi i weszła sekretarka z tacą. Podziękował jej i powiedział, że sam się obsłuży, więc natychmiast wycofała się do recepcji. Potem zajęci byli kawą, wymianą informacji o tym, kto z cukrem, a kto bez. Jak dwoje nieznajomych podczas randki w ciemno, pomyślała, czując, że z każdą chwilą czuje się bardziej skrępowana. - Czy jeśli obiecam, że będę grzeczny, usiądziesz obok mnie na kanapie? Zadał to pytanie pozornie lekkim tonem, ale ona i tak wyczuła, że jest bardzo spięty. - Oczywiście, że usiądę. - Bello, chciałbym cię przeprosić za moje zachowanie na przyjęciu. Miałaś prawo poczuć się obrażona. - Nie musisz mnie przepraszać. - Odstawiła filiżankę zbyt gwałtownie. Chciała wstać, ale ją powstrzymał. - Nie oczekuję przeprosin - dodała, spuszczając wzrok. Po chwili, gdy była pewna, że ma nad sobą kontrolę, podniosła głowę. - Tak naprawdę nie poczułam się obrażona. Raczej... - Przestraszyłaś się? Przepraszam, ale i tak wiem, że to, co zrobiłem, jest niewybaczalne. - Nie... To znaczy tak... - Nie wiedziała, która odpowiedź jest bliższa prawdy. Ostatecznie dała za wygraną. - Prawda jest taka, że nikt przed tobą nie wprawił mnie w większe zakłopotanie.