- Wejdź do kuchni. Tam jest cieplej i właśnie

zauważyła, jak nerwowo drga mu grdyka. Sama z trudem powstrzymywała się od łez. - Mamy sobie coś do wyjaśnienia, chłopcy. Poczekajcie na mnie w salonie. - Jack postawił Patryka na ziemi i otworzył drzwi do domu. Wrócił mu surowy wyraz twarzy. - Chciałbym, żebyś i ty była obecna przy tej rozmowie - zwrócił się do Malindy. - To chyba nie najlepszy pomysł. Załatwcie to w gronie rodzinnym. - Uciekając do ciebie, chłopcy włączyli cię w całą sprawę. Proszę - dodał, widząc wahanie Malindy. JEDNA DLA PIĘCIU 151 Malinda nie chciała zostać. Pragnęła wrócić do domu. Spotkanie z nim było po prostu zbyt bolesne. Ale to „proszę" sprawiło, że nie była w stanie odmówić. Niechętnie poszła za Jackiem do salonu. - A więc, chłopaki, zaczynajcie. Może ty. - Jack spojrzał groźnie na Małego Jacka. - No - zaczął z trudem Mały Jack - bo pani Dunlap powiedziała, że odda nas do poprawczaka, http://www.sepupulebubu.pl Jakby się o coś bardzo pokłóciły. Julianna była ostrożna, a Kate zła i nieufna. Niechęć aż od niej biła, gdy tylko jej znajoma pojawiała się w pobliżu. Jeszcze bardziej zaciekawiony czekał cierpliwie, aż Kate ułoży małą do snu, a potem znów napełnił jej kieliszek winem. – A teraz opowiedz mi o wszystkim – powiedział. Skinęła głową i usiadła ciężko na kanapie. – Sama nie wiem, od czego zacząć... Wszystko zrobiło się ostatnio takie straszne. To chyba właściwe słowo, pomyślał. Kate wygląda tak, jakby naprawdę czegoś się bała. – Kim jest Julianna? – Postanowi jej pomóc. – Nikim... a zarazem kimś ważnym. Dzisiaj dowiedziałam się, że jest

Chciał wyjść, ale zastąpiła mu drogę i zmusiła, by na nią spojrzał. – Skąd ta pewność? Już wcześniej mówiłam, że coś z nią jest nie w porządku. Nie ufam jej. – Na miłość boską, nie opowiadaj bzdur! Julianna jest miła, inteligentna i bardzo pracowita. Wierzę w każde jej słowo. – A jeśli rzeczywiście była na naszej huśtawce? Dlaczego jej bronisz? Sprawdź – Na pewno dobrze się czujesz? – spytał, kierując się do drzwi. – Już ci powiedziałam, że tak – odrzekła szybko, z trudem hamując irytację. – Dzieciom nic się przy mnie nie stanie i obiecuję, że nigdzie ich nie zawiozę. Nie musisz się o nic martwić. Wzruszył ramionami, nie patrząc na nią. W tym momencie nie myślał o dzieciach, tylko o niej. Wiedział, że dziewczyna czuje się winna i ma wyrzuty sumienia, że zapomniała o tych przeklętych proszkach. – Masz numer mojej komórki – rzucił wychodząc. – W razie czego dzwoń do mnie o każdej porze. Następny dzień minął Lily zadziwiająco szybko, choć wieczorem poczuła się kompletnie wyczerpana. Dzieci traktowały ją bardziej jak rówieśniczkę niż opiekunkę i przez cały czas miała