Bentz niemal słyszał jego gardłowy śmiech, wyobrażał sobie szelest jego kroków na

powiedzieć, że nie wykluczasz, że ona żyje? – Sam już nie wiem, co myśleć. – Bo w przeciwnym razie uganiasz się za duchem. Bentz się skrzywił. Czuł na sobie spojrzenie Montoi. – Nie uganiam się za duchem. – Więc? – I nie zwariowałem. – Czyli zostaje... co? Uważasz, że ktoś się przebiera za twoją eks i straszy cię? Tak myślisz? Że to jakiś chory pomysł rodem z filmu Hitchcocka? – Jak powiedziałem, sam nie wiem, co myśleć. – Powiedziałeś O1ivii? – Nie. – Odwrócił wzrok. – Jeszcze nie. – Obawiasz się, że wsadzi cię do czubków? – Montoya uniósł brwi. – Nie, ale chyba nie zrozumie. – Cóż, ja też nie rozumiem. – No właśnie. Montoya odsunął pustą filiżankę. – Więc co mam zrobić? – Zachować to dla siebie. Na razie. Ale niewykluczone, że będę potrzebował przysługi. – Na przykład? http://www.rybka-kosmetolog.pl/media/ do niej docierało. – Nie słyszę cię, głos ucieka. – Za późno. Przerwano połączenie i O1ivia powiedziała do martwej słuchawki: – A tak przy okazji, kolego, po raz drugi zostaniesz ojcem. Ale on, oczywiście, tego nie słyszał, i uznała, po raz kolejny, że przekazywanie takiej nowiny przez telefon to kiepski pomysł. W ogóle wygląda na to, że ostatnio tylko takie przychodzą jej do głowy. Zaniosła filiżankę do kuchni, zostawiła w zlewie i spojrzała w okno. Sierp księżyca wschodził na rozlewiskiem, oświetlał cyprysy i sosny rosnące na podwórzu. Na niebie migotały gwiazdy, a gdy otworzyła okno, powitał ją żabi rechot tak głośny, że Jon Bon Jovi mógłby się schować. Nasypała karmę Chii, pogadała z nią, a potem, niespokojna, weszła na bieżnię. Poczeka, aż Rick wróci do Luizjany, a jeśli jego pobyt w Kalifornii się przedłuży, sama tam poleci i powie mu o ciąży, stając z nim oko w oko. – Pięć dni, Bentz – powiedziała z palcem na ustach. – Masz pięć dni. A potem – witaj,

– Przestań. – A może Bonita... tak? – Ta suka? O, nie! – Prychnęła z niesmakiem. – Bentz na pewno ci o mnie mówił. – Nie sądzę. Kolejny głuchy odgłos. Boże, toną! – Na pewno tak. Corrine. Słyszałaś? Sprawdź nie miała siły. Płuca domagały się tlenu. Boże, Boże... Nie! Ogarniała ją ciemność, gwiazdy i księżyc wirowały jej przed oczami, nieboskłon przecięła smuga odrzutowca. Umrę, zrozumiała nagle. Poruszała się coraz wolniej, już nie wierzgała. Dlaczego? Dlaczego ja? Zastanawiała się. Gdzieś z oddali docierał głos: – Rico! Daisy! Malutki! Cicho! – To sąsiad uciszał psy. Ale nie słuchały, ujadały bez przerwy. Shanę ogarniał mrok. Usiłowała jeszcze raz zaczerpnąć tchu, a potem noc uśmierzyła jej ból. Rozdział 22 Dzień był ciepły. Od Pacyfiku ciągnęła lekka bryza. Bentz wrócił do Santa Monica i przechadzał się po molo. Zwolnił tam, gdzie zgodnie z tym, co zapamiętał, Jennifer