Tak przynajmniej przypuszczam.

związać się z jakąś kobietą. I po raz pierwszy gotów był podjąć takie zobowiązanie. Uznał jednak, że lepiej o tym za wiele nie rozmyślać, bo najpierw musi się do tej sytuacji przyzwyczaić. Ale nic nie mogło wytrącić go z błogostanu. Raczej wbiegł, niż wszedł do holu. Gospodyni stała u stóp schodów, wskazując na pierwsze piętro, gdzie mieścił się salon, z zaambarasowaną miną. Nim jeszcze do niego dotarł, uderzyło go, że jego hałaśliwi przyjaciele zachowują się tym razem dziwnie cicho. Wszedł do salonu i zamarł na widok gościa. - Najmilszy! - Lady Campion powitała go wystudiowanym uśmiechem, wyciągając ku niemu ręce. Alec zbladł. Przez chwilę nie wiedział, co robić. Potem zakipiał w nim gniew. Cóż ona, u diabła, tutaj robi? - Czy się nie cieszysz, że mnie widzisz? Głos ugrzązł mu w gardle. Już od dawna kontakty z baronessą wprawiały go w zakłopotanie. Czuł wtedy niesmak, zmieszany z poczuciem winy. Teraz jednak jej widok go przeraził. Jeśli dowie się o Becky... A, co gorsza, jeśli Becky dowie się o niej... Z największym trudem przełknął ślinę. Musi się opanować, bo inaczej wszystko przepadnie. Należało chronić Becky i usunąć stąd Evę. A najłatwiej się jej pozbędzie, kiedy ją ułagodzi. Nie wolno mu dopuścić, by zaczęła się czegoś domyślać. Eva Campion, od czasu gdy zdobyła nad nim władzę dzięki swoim pieniądzom, stała się niesłychanie zaborcza. Kiedy na wszelkie sposoby dawał jej do zrozumienia, że ich http://www.rehabilitacja-swinoujscie.com.pl/media/ się krew. - Do licha! - zaklął. - Lubiłem ten surdut! - Jak możesz żartować w takiej chwili? - Uspokój się, to nic groźnego, ale musimy stąd uciekać. - Szybko uwolnił ją z więzów, przecinając węzeł. - Ci dwaj już nic nam nie zrobią - szepnął - ale szuka cię jeszcze dwóch innych. Odgłos strzałów naprowadzi ich na nasz ślad. Możesz biec? - Oczywiście. - Teraz, kiedy wiedziała, że nie jest poważnie ranny, poczuła się lepiej. - Tędy! - wskazał jej drogę. - Nie mam pojęcia, kim jesteś, ani o co tu chodzi. Musisz mi wszystko wyjaśnić. Zasłużyłem sobie na to. Widziała, że jest na nią zły, lecz nie mogła go winić. - No, chodźmy - mruknął. Biegnijmy na ukos przez stajnie! Usłyszeli za sobą gardłowe głosy. Zbliżali się kolejni prześladowcy. Kamerdyner Westlanda zajrzał do salonu z

Ścieżka, którą jechali, była wąska i wiła się pomiędzy kamienną ścianą z jednej strony a przepaścią z drugiej. Tylko człowiek szalony mógł odważyć się na tak niebezpieczną jazdę, mając za nic własne zdrowie i życie. Tylko szaleniec albo marzyciel. - Avant, Drakula! - Komendzie wydanej niskim, nieco aroganckim tonem, towarzyszył wyzywający śmiech. Tak mówił i śmiał się tylko ten, dla kogo życie jest balem, a ryzyko winem, od którego szumi w głowie. Ptaki, spłoszone donośnym dudnieniem kopyt, poderwały się do lotu i z wrzaskiem krążyły nad urwiskiem. Ani koń, ani jeździec nie zwrócili na to najmniejszej uwagi. Kiedy nagle pojawił się przed nimi ostry zakręt, pokonali go bez chwili wahania. Dwadzieścia metrów niżej kipiało wzburzone morze. Jeździec spojrzał w dół, w ślad za drobnymi kamykami, które bezszelestnie nikły w otchłani, ale nawet przez myśl mu nie przeszło, żeby zwolnić biegu. Tak wysoko w górze nie czuć było zapachu morza. Ledwie dobiegało tu bicie fal o skały nabrzeża. Stłumiony odgłos przypominał pomrukiwanie odległej, więc jeszcze niegroźnej burzy. Natomiast morze oglądane z wysoka ujawniało całe swe magiczne i zatrważające piękno, któremu ludzie od wieków składali w ofierze życie. Jeździec rozumiał to i w pełni akceptował. Takie było odwieczne i niezmienne prawo. W chwilach takich jak ta pokornie oddawał się w ręce przeznaczenia... Koń nie potrzebował już szpicruty ani ostrogi. Wystarczyło, że wyczuł podniecenie jeźdźca, a sam przyspieszał biegu. Galopowali więc bez wytchnienia, póki nie usłyszeli ogłuszającego ryku fal, zmieszanego z żałosnymi krzykami mew. Ktoś patrzący z boku mógłby pomyśleć, ze brawurowego jeźdźca ścigają wściekłe demony lub że spieszno mu na miłosną schadzkę. Wystarczyło jednak spojrzeć na jego twarz, by zrozumieć, że nie chodzi ani o jedno, ani o drugie. W ciemnych oczach palił się ogień, ale nie wzniecił go ani strach, ani pożądanie. Rozpalił go głód wrażeń. Liczyła się tylko chwila i nic więcej. Pęd powietrza rozwiewał ciemne włosy mężczyzny i plątał końską grzywę. Kruczoczarny potężny ogier był wulkanem energii. Jego lśniące boki pokryły się pianą, ale oddech pozostał mocny i równy. Koń zdawał się w ogóle nie czuć ciężaru człowieka, którego niósł na grzbiecie. Ten zaś trzymał się w siodle prosto i pewnie. W wyrazie szczupłej, smagłej twarzy i w uśmiechu pełnych ust widać było beztroską przyjemność. Kiedy droga stała się płaska, koń znacznie wydłużył krok. Szybko przemknęli pośród kamiennych domków niewielkiej osady. Po bokach mignęło kolorowe pranie łopoczące na wietrze, bujne kwiaty w miniaturowych ogródkach i ostre promienie popołudniowego słońca, odbite od szyb szeroko otwartych okien. Wierzchowiec doskonale znał drogę, więc sam skierował się w stronę żywopłotu, który sięgał do pasa dorosłemu mężczyźnie. Sprawdź - W porządku. Mogę potrzebować niedługo przyjaciół, którzy osłanialiby mi tyły. - Co tylko chcesz. - W takim razie przyjdź tu jutro w południe razem z Fortem i Draksem. Wszystko wam wyjaśnię. - Zgoda. Teraz zmykam, bo pewnie chcecie zostać sami. Ale uprzedzam, ta dziewczyna po prostu pieni się ze złości. Na twoim miejscu byłbym ostrożny. No i powiedz jej o Evie. To nie Lizzie Carlisle. Zniesie najgorszą prawdę. Alec drgnął. Nie lubił, żeby go pouczono, jak ma postępować z kobietami, lecz Rush zawsze był aż do bólu szczery. - No i nie rzucaj jej, jak to dotąd robiłeś ze wszystkimi innymi. Powiadam ci, ta dziewczyna to skarb. Lepsza ci się nigdy nie trafi. - Dobrze o tym wiem. - Rób, co chcesz, tylko jej nie rzucaj. Bo potrafi kopnąć jak koń, wierz mi - dodał