odszukać i nakłonić do powrotu. Skompromitowana guwernantka złamała Luciena Balfoura.

- Przepraszam. Ty jesteś ekspertem. O czym się rozmawia po... kochaniu? Zastanawiał się przez chwilę, czy wyznać jej, że już znalazł kobietę, którą chciałby poślubić. - Co będzie dalej? Alexandra, która właśnie podniosła suknię z podłogi, zamarła w pół ruchu. - Sugerujesz, że mam odejść? Zerwał się na równe nogi. - Na litość boską, nie! Skąd ci to przyszło do głowy? Spojrzała mu w oczy. Jej policzki i usta były zaróżowione, włosy splątane. - Już ci mówiłam, że nie wiem, jak... - Ja też nie - przerwał jej pospiesznie. - Na ogół niewiele jest później do powiedzenia. - Aha. - Chodziło mi o twoją przyszłość w tym domu - wyjaśnił. - Ze mną. Wyprostowała się, trzymając pogniecioną suknię przed sobą jak tarczę. - Nie jestem twoją kochanką. Uniósł brew. - Tak czy owak, czuję, że mam wobec ciebie pewne zobowiązania. - Niepotrzebnie. Nie zrobiłeś nic, czego bym nie chciała. Moja sytuacja się nie zmieniła, prawda? Nadal chcesz, żebym uczyła Rose manier? - Oczywiście, że tak. - Zaczął się ubierać. Dużo łatwiej sobie z nią radził, kiedy była http://www.rehabilitacja-mlynarska.pl/media/ - Będę uważał, mamo. - Bardzo cię proszę. - Pogłaskała go delikatnie po policzku. - Nie wyobrażam sobie, że mogłabym cię stracić. Nie zniosłabym tego. Chciał powiedzieć to samo, ale zrobiło mu się głupio: jest w końcu facetem, nie będzie się rozklejał, nawet wobec matki. - Nie stracisz mnie - mruknął tylko, ściskając jej dłoń. - Zawsze będziemy razem. Uśmiechnęła się i wskazała głową na drzwi. - Pora na mnie. Wiesz, jak Milton się wścieka, kiedy przychodzę spóźniona. Santos odprowadził ją do wyjścia. Na końcu korytarza odwróciła się jeszcze i pomachała mu na pożegnanie, on zaś poczuł nagłe dziwny ucisk w gardle. Zawsze tak oszczędny w okazywaniu uczuć, tak oschły, chciał teraz za nią pobiec, uścisnąć ją, ucałować i powiedzieć, jak bardzo ją kocha. Co by zrobił, gdyby ją stracił? Wybiegł na korytarz i zatrzymał się w pół kroku. Głupio. Jest za stary na takie czułości. Nie potrzebuje matczynych pieszczot. To dobre dla małych dzieci. Zaśmiał się do siebie. Te jej opowieści, przestrogi, ciągłe zatroskanie działały mu czasami na nerwy. Jeszcze trochę, a każe mu wierzyć w Babę Jagę i dziada z worem, który mieszka w szafie i zabiera niegrzeczne dzieci. Ubawiony własnymi wizjami, zamknął drzwi na łańcuch, wrócił do pokoju i wydobył buty spod łóżka. Teraz musi odczekać kilka minut. Zerknął na zegarek. Jeszcze trochę. Niech matka dotrze do klubu, wtedy będzie mógł wyjść i zobaczyć się z kumplami. Spotykali się co wieczór w opuszczonej szkole przy Esplanadzie, w północnej części Dzielnicy. W uszach dźwięczały mu jeszcze słowa Lucii o ludziach z opieki społecznej, ale szybko odsunął je na bok. Matka za bardzo się przejmuje, traktuje go jak małe dziecko. Przez całe lato, każdego wieczoru zrywał się z chaty i widywał z

- Przepraszam, że cię zwiodłam, lecz musiałam... - Wiem. Zajęło mi to trochę czasu, ale wreszcie zrozumiałem, że w ten sposób nas chroniłaś. Ja też popełniłem kilka błędów. Po pierwsze nie zdawałem sobie sprawy z tego, co przeżyłem z tobą w Hong Kongu, póki cię nie straciłem. Po drugie, zrobiłem głupstwo, gdy w zeszłym tygodniu skłoniłem cię do odejścia. Zachowałem się jak głupiec - przyznał, podchodząc bliżej. - Nie, byłeś tylko... - Zrobiłem to, czego się obawiałaś. Kiedy okazałaś mi w końcu zaufanie, zawiodłem cię. Lecz kiedy odkryłem, kim jesteś, pomyślałem, że mnie nie potrzebujesz. Że razem z Karoliną byliśmy tylko częścią twojej pracy. - Och, nie! - Jesteś niezwykłą kobietą. Obawiałem się, że na ciebie nie zasługuję. Wiem, jakie życie prowadziłaś. Czy mogę ofiarować ci więcej? Sprawdź osobistości, że dobrze spotkać kogoś przyjaznego. - Dziękuję, panno Delacroix. Czy mogę odwzajemnić komplement? - Dziękuję, milordzie. Kilcairn nachylił się ku guwernantce. - Nauczyła ją pani tego? - Wszystkiego z wyjątkiem „osobistości” - odszepnęła. - Nieźle jej idzie, prawda? - Wstrzymam się z oceną, aż wydusi z siebie więcej niż jedno zdanie - powiedział jej do ucha. - Tak czy inaczej pochwały będą się należeć pani. - Czy pani dzisiaj tańczy? - spytał wicehrabia, zwracając się do Rose. - Mais oui, z wyjątkiem walca. Ach, sukces. Alexandra uśmiechnęła się, gdy salonowy francuski po raz kolejny okazał się użyteczny. - Oczywiście. Zarezerwuje pani dla mnie pierwszy taniec?