Na myśl o tym robiło mu się gorąco, ale szybko poskramiał ten Ŝar, przemawiając

podziwiając krajobraz; zastanawiała się, jak Mark mógłby Ŝyć z dala od tego rancza, gdzie kaŜde drzewo, krzak, trawa były tak piękne. Erika teŜ chyba cieszyła się, oddychając świeŜym teksańskim powietrzem tego ciepłego wrześniowego dnia. Spojrzała na małą, która teraz dzielnie walczyła ze snem. - Twój wujek tak cię kocha i chyba nawet nie wie o tym - szepnęła raczej do siebie niŜ do dziecka. Typowy męŜczyzna, stwierdziła w duchu. Mark wrócił około jedenastej. Jak zwykle w takich wypadkach wszedł do pokoju Eriki. Ku jego zdziwieniu światło przy kołysce paliło się w sypialni dziewczynki. A juŜ ogromnie się zdziwił na widok Alli śpiącej z dzieckiem w objęciach. Obie spały równie smacznie. Często widział Erikę śpiącą, natomiast Alli śpiącej jeszcze nie widział. Zamarł na ten widok, oszołomiony pięknem swojej „asystentki do spraw gospodarczych", i postanowił dokonać analizy jej urody. Włosy: gęste, ciemne, sięgające ramion. Wrócił myślą do chwili, gdy ją całował. Twarz: gładka, ciemna cera, brwi doskonale zarysowane i równie doskonały kształt podbródka. Zatrzymał wzrok na ustach: wilgotne, kuszące. Raptem własne usta zaczęły go palić; ani kropli śliny w przełyku, suchość w gardle... I chyba jedyna rzecz, jaka mu pozostała, to dotknąć jej ust swoimi. Bez chwili namysłu, bez zastanowienia nad tym, co się dzieje, przemierzył pokój. Pochylił się i szepnął jej do ucha: http://www.rally-cars.com.pl Włożyła list do kieszeni i poszła do Arabelli. Zanim jeszcze towarzystwo zebrało się w jadalni, właś¬ciwie wszyscy, poza młodymi Fabianami, znali oficjalną wersję wypadków. Ci, którzy wiedzieli, co naprawdę zaszło, ukrywali to tak dobrze, że niczego nie zauważono. Tylko dobre wychowanie zgromadzonych pozwoliło zatu¬szować niewielką niezręczność, jaką stało się pytanie panien Fabian o zdrowie Oriany - dziewczęta zdziwiły się, że nie zeszła na śniadanie. Gdy Lysander odparł, że panna Baver¬stock postanowiła dotrzymać towarzystwa bratu w jego smutnej podróży, jedynie panna Fabian poczuła żal. Gilesowi i Dianie wyraźnie poprawił się humor, a lord Fabian, rzuciwszy sceptyczne spojrzenie na gospodarza, nic nie powiedział, tylko dyplomatycznie zajął się cynaderkami na bekonie. Wcześniej lady Fabian zamieniła szybko parę zdań z lady Heleną i udało jej się spojrzeć tak wymownie na męża, że powstrzymało go to od uwag. Clemency zeszła do jadalni razem z Arabella, toteż nie musiała witać markiza - powiedziała tylko ogólne dzień dobry. Nikt też zdawał się nie zauważyć, jak niewiele zjadła. Przez większość czasu pozostała milcząca, rzuciła zaledwie kilka grzecznościowych uwag w stronę siedzących obok lorda Fabiana i Diany i cieszyła się w duchu z ich mało wymagającego towarzystwa. Pilnie uważała, by unikać wzroku markiza, starała się też nie wsłuchiwać w jego głos. Niestety, bezskutecznie - był to jedyny dźwięk, który do niej docierał. Spojrzała na niego tylko raz, gdy wstawał, by nałożyć sobie coś na talerz. Na jego szczęce widniał wciąż spory siniak, poza tym mężczyzna wydał jej się blady. Spostrzegła, że również i on zjadł niewiele, ale to akurat można by przypisać odniesionym ranom. Przeprosił wszystkich, że nie jest w stanie uczest¬niczyć w dzisiejszej mszy i spędzi poranek w domowym zaciszu. Nikt nie oponował i już wkrótce mocno przerzedzone towarzystwo wyruszyło do kościoła. Clemency niewiele pamiętała z kazania i całej mszy. Automatycznie wstawała, siadała i klękała za pozostałymi, a jej umysł był zajęty w tym czasie zupełnie czym innym. Zastanawiała się, co powiedzieć kuzynce Anne. Pani Stoneham zapewne spodziewa się, że przygotowała odpowiedź dla pana Jamesona, którą zamieszczą w Morning Post. Tylko czy nie jest na to za późno? A co z historią z „Korony”? Co robić? Jeśli przedstawi kuzynce Anne nawet okrojoną wersję wczorajszych wydarzeń, co powie ta dobra kobieta? I co uczyni? Jeśli dojdzie do wniosku, że jej młodszej krewnej grozi upadek moralny, może poczuje się w obowiązku napisać sama do Jamesona? Podczas śpiewania drugiego psalmu Clemency przyznała w myślach, że to wielce prawdopodobne. Mniej więcej w połowie kazania ustaliła, że nie powie całej prawdy ani lady Helenie, ani kuzynce Anne. To oznaczało jedno - nie ma osoby, której mogłaby się zwierzyć. - Moja droga Clemency! - krzyknęła pani Stoneham, gdy usiadły w jej salonie. - Wyglądasz blado i mizernie. Czy przypadkiem nie jesteś chora? Clemency uspokoiła ją i w paru zdaniach opowiedziała przygotowaną historyjkę. Zakończyła słowami: - Możesz, kuzynko, sobie wyobrazić, że nie mogłam zasnąć. W dodatku przy zdejmowaniu pończoch uderzyłam się pechowo o szafkę. Jestem po prostu nieco zmęczona. Bessy, która przyniosła właśnie obiad, popatrzyła na nią sceptycznie, ale powstrzymała się od komentarza. Usłyszała w wiosce od starszej pani Carter, że widziano na jarmarku lady Arabellę. Krążyły też pogłoski, że markiz pojawił się tam z nieznajomą damą. Pani Carter umilkła w nadziei, że dowie się czegoś więcej od Bessy, lecz gdy ta nie zareago¬wała, fuknęła:

Willow długo patrzyła za odjeżdżającym samochodem. Ze wszystkich miejsc na świecie Summerhill było ostatnim, w którym chciała pracować. Ale nie miała wyboru. Bardzo potrzebowała pieniędzy. Musiała przyjąć tę pracę. W ciągu kilku ostatnich miesięcy, gdy nie miała żadnego zajęcia, nagromadziło się dziesiątki rachunków. Z pieniędzmi Sprawdź - Ciotka Helena prosi, żebym przyprowadziła panią na dół, gdy tylko będzie pani gotowa. Jesteśmy na razie same. Fabianowie przyjeżdżają jutro, Baverstockowie zaś w piątek. Lady Helena przywitała się łaskawie z Clemency, podając jej rękę. Dziewczyna miała już usiąść, gdy coś przyciągnęło jej uwagę. - Och, lady Heleno, Millie się oszczeniła! Czyż te maleństwa nie są słodkie? - W rogu pokoju stało pudło, w którym Millie pilnowała zazdrośnie czterech rozkosznych szczeniaków. - Miło, że tak mówisz, moja droga - odparła lady Helena z aprobatą. Nie rozumiała, dlaczego Lysander nie znosi tej czarującej dziewczyny. Panna Stoneham wiedziała, że są w żałobie, i miała na tyle taktu, by ubrać się w szarą sukienkę ozdobioną tylko czarną aksamitką. Tak, pomyślała lady Helena, ta dziewczyna nadaje się na towarzyszkę dla Arabelli. Gdy Clemency i Arabella weszły do salonu, Lysander wstał i lekko się ukłonił. Jednak nie podał jej ręki; wyraźnie było widać, że nie chce, by tu została. Clemency usiadła, czując nagłe przygnębienie. Dlaczego nie jest bardziej życzliwy? Czyżby jeszcze nie wybaczył, że natknęła się w lesie na Arabellę i młodego Baldocka? Przecież to nie jej wina! Co za głupstwa, skarciła się w duchu. Jakie ma znaczenie, że markiz nią gardzi? Przecież nie chce mieć do czynienia z tym wstrętnym człowiekiem i im mniej go będzie widywać, tym lepiej. Poprawiła suknię i starała się skupić na słowach lady Heleny. Oczekiwała, że markiz powróci zaraz do swojego gabinetu. Nie wiadomo dlaczego, markiz został. 4 Następnego ranka Clemency i Arabella spędziły większość czasu na ustawianiu kwiatów w pokojach gościnnych. Niełatwo było znaleźć wystarczającą liczbę pokojów, które nadawałyby się do zamieszkania. Lady Helena nawet o tym nie pomyślała, w końcu od czego mają ochmistrzynię? Z drugiej strony pani Marlow pracowała u nich zaledwie od pięciu lat, a przez ten czas bywało tu niewielu gości, bowiem trzeci markiz wiecznie wyjeżdżał z myśliwymi na suto zakrapiane spotkania, Alexander zaś spędzał większość czasu w Londynie. Już w dniu przyjazdu Clemency zauważyła, że gospodyni wygląda na zaniepokojoną, żeby nie powiedzieć przerażoną, rosnącą liczbą gości, spytała więc lady Helenę, czy mogłaby w czymś pomóc.