innego niż za pierwszym razem. Żadnego niepokoju, żadnego strachu przed nieznanym. I

jowialny nastrój. Zdaniem Aleca mógł on być później przyczyną kiepskiej formy karciarzy. Wielu widzów zakładało się między sobą, która para wygra. Alec miał szczerą chęć burknąć niegrzecznie, żeby się zamknęli, bo gwar mógł wytrącić z równowagi jego partnera. On sam był na hałas niewrażliwy. Nikt w całym westybulu nie pragnął wygranej bardziej od niego. Postanowił sobie już, że nie wyjdzie stąd jako zwyciężony. Z całej siły starał się skoncentrować. Jak dotąd, szczęście mu sprzyjało. A ponieważ potrafił docenić ironię losu, rozbawiło go, że jego partnerem został właśnie Kurkow. Fortuna lubi płatać ludziom figle. Prawdziwym celem Aleca było zniszczenie księcia, lecz choć Kurkow zapewne zrobiłby z nim to samo - gdyby się dowiedział, że Alec siedzi przy stole z obrońcą Becky i zabójcą jego Kozaków - to teraz musieli współpracować, żeby zyskać dziewięć punktów wcześniej niż rywale. Przy drugim stole Draksowi dostał się równie niesympatyczny partner, rozwiązły i pokraczny bogacz, pułkownik Tallant. Bezwzględny, żylasty mężczyzna miał czarną opaskę na oku i bliznę po cięciu szablą na policzku. Zapewne otrzymał ją podczas jakiejś bitwy, lecz Alec bez trudu mógł sobie wyobrazić, że Tallant zyskał ją jako rozbójnik, rabujący ludzi gdzieś na rozstajnych drogach. Choć Tallant nie był jego partnerem, zirytował go do głębi ględzeniem o ustrzelonych w Indiach tygrysach. Alec miał wielką ochotę spytać: „A co panu te nieszczęsne tygrysy zrobiły?” http://www.radkowskiewioski.pl/media/ - Abby?... - Od Abukir, twojego drugiego imienia. - A czy mam nazwisko? - Lawrence - mruknął, nieco zażenowany. Przypomniała sobie, że jego prawdziwy ojciec nazywał się Preston - Lawrence. - Ile czasu zajmie ci zgromadzenie pięciu tysięcy funtów? - Mam nadzieję, że niewiele. Może około dwóch tygodni. - Niesłychane. - Zaczynała rozumieć, że tak szybkie i łatwe zyskiwanie pieniędzy może wejść w nałóg. - Zagrasz dziś wieczór? - Nie. Dzisiaj nie. Zaczerwieniła się. - W takim razie musimy poszukać sobie jakiejś innej rozrywki. - Mogę ci zapewnić jedną lub dwie, które przychodzą mi na myśl. Spuściła oczy i zabrała się do cytrynowych lodów, udekorowanych świeżą jagodą. Potem mruknęła z cicha:

- Alec! - krzyknął za nim Fort. - Knight, gdzie ty idziesz? - wołał Drax. Nie odpowiedział, nawet się nie odwrócił. Wskoczył do wypożyczonego faetonu i zmusił parę gniadoszy do biegu. Wiedział, że jego nagły odjazd wyda się przyjaciołom dziwaczny, lecz na przeprosiny przyjdzie czas później. Co powie Becky, kiedy wróci do domu? Becky nie powiedziała nic. Sprawdź - To ty przesadzasz. Myślisz, że uda ci się ukryć swoją urodę? To niemądre. - Delikatnie obrysował palcem jej pełne usta. - Pamiętasz nasz pierwszy pocałunek? - Pamiętam. - Długo nie mogłem pojąć, co się ze mną działo. Wystarczyło, że cię dotknąłem, i zmiękły mi kolana. - Pocałuj mnie - poprosiła i pociągnęła go ku sobie. Po chwili zaskoczona spojrzała mu w oczy. Nie tego oczekiwała. W jego pocałunku, w dotyku rąk były bezgraniczna czułość i łagodność. - Co się stało? - wyszeptała. - Ciii - uspokajał ją, gładząc jej twarz i włosy. Czekał, aż się odpręży i będzie gotowa przyjąć to, co chciał jej ofiarować. Ona zaś pojęta, że Edward chce się kochać z Bellą, którą w brutalny sposób utracił. Na myśl o tym pod powiekami zapiekły ją łzy. Wzruszenie było tak silne, że zaczęła drżeć. Nie była tą Bellą, którą pokochał, ale mogła dać mu to, czego pragnął od tamtej kobiety. Natychmiast odczuł zmianę, która w niej nastąpiła. Jej uległość i całkowite poddanie dały mu większą rozkosz niż najbardziej wyrafinowana pieszczota. - O tak, tak jest dobrze - szeptał, całując jej szyję. Pragnął podarować jej to, co w miłości najlepsze. Nie gwałtowną namiętność i zatracenie, ale czułość i nieskończoną dobroć. Łagodnie pieścił jej gładką skórę. Każdym ruchem i pocałunkiem z pokorą prosił o to, co samowolnie wziął ubiegłej nocy. Z zachwytem obserwował, jak narasta w niej podniecenie. Szeptał do niej czule tysiące obietnic, nazywał ją najsłodszymi imionami. Odwzajemniała się, wypowiadając słowa cichsze niż szum strumienia. Zachwycała się jego złotą od słońca skórą. Z rozkoszą gładziła jego ramiona, takie mocne i gorące. Jej kochanek. Uniosła głowę i mocno pocałowała go w usta. Jeśli polana nad strumieniem jest naprawdę magiczna, to również taka jest ta chwila. Przez całe życie konsekwentnie odmawiała sobie prawa do marzeń, teraz jednak chciała się w nich zupełnie zatracić. Całą sobą dawała mu wszystko, co była w stanie dać. Właśnie tego od niej chciał, na to czekał. W ich miłości było dużo więcej niż żądza i zaspokojenie zmysłów. Bella dotykała i całowała Edwarda tak, jakby był jej pierwszym i jedynym kochankiem. On pieścił ją w taki sam sposób. Ich połączone ciała poruszały się harmonijnym rytmem, bez gwałtownych ruchów i niecierpliwego pośpiechu. Momentami czuli się tak, jakby naprawdę stanowili jedność. Rozkosz przyszła do nich w tej samej chwili i zagarnęła ich niczym łagodna fala. Wyniosła ich wysoko, a potem pozwoliła spokojnie wrócić na brzeg. - Pan mnie wzywał, monsieur Blaque?