pochyliła się i pocałowała go, a potem jej cudowne, mokre wargi zaczęły pieścić jego członka.

nie bedzie -przypomniał. - Czekam na reszte pieniedzy. Samochody z cichym szumem mijały budke telefoniczna. Z okna stojacego nieopodal budynku ktos wyrzucił tlacy sie niedopałek papierosa. W ciemnosci rozlegała sie głosna heavymetalowa muzyka. Perkusja chwilami zagłuszała wszystkie dzwieki dookoła. - Dostaniesz pieniadze. Ale ona ma umrzec. I to ma byc wypadek. - Mógłbym isc z tym na policje. - Nie ma sprawy. - Zrobie to. - Z tym wszystkim, co masz na sumieniu? Cholera. W głosie tego drania nie było cienia strachu. Zza rogu wyjechał wóz policyjny, rozchlapujac wode z kału¿. 89 Zwolnił przy krawe¿niku. Odruchowo skrył twarz. Wilgoc przenikała go do szpiku kosci. - Dostaniesz pieniadze, gdy tylko wywia¿esz sie z umowy. I ¿adnych numerów. Zrozumiano? - Tak, tak. - Na razie musi sie zgadzac i potakiwac, za http://www.psychologiareligii.pl/media/ odruchowo przylgneła do niego jeszcze mocniej, wchodzac w ten sam rytm. Jakas jej czesc wiedziała, ¿e własnie popełnia najwiekszy bład w ¿yciu, ale to, co sie działo, było silniejsze od niej. Jestes me¿atka, na litosc boska! Ale moje mał¿enstwo to farsa. Jestes matka! Ale pragne tego me¿czyzny, czuje z nim wiez, wiem, ¿e jego własnie potrzebuje. Nie myl po¿adania z miłoscia, Marla. Nie trac głowy! Nick poło¿ył reke na miekkiej satynie, muskajac palcami brzuch Marli. Zsunał dłon ni¿ej, miedzy jej nogi. Cały czas mocno przyciskał ja do siebie tak, ¿e czujac jego ¿adze, sama

na 911. Karetke, szybko! - Paterno uklakł przy Nicku, le¿acym na korytarzu przed mieszkaniem Kylie Paris. Poszukał pulsu i zrozumiał, ¿e Nick Cahill umiera. - Zostan, zostan tutaj - powiedział i Nick odemknał powieki. Drzwi na korytarz otworzyły sie z trzaskiem. Janet ju¿ rozmawiała przez komórke. Sprawdź mosiężnej kołatki z dumnie wygrawerowanym nazwiskiem Cole. Przypomniała sobie obrzydliwą parodię rymo-  bad luck (ang.) - pech (przyp. tłum.). 7 wanki, którą usłyszała w szkole podstawowej: Stary sędzia Cole Okropną starą duszę miał, Wredny był z niego wał. Stryczkiem albo spluwą groził, Trzech sługusów z sobą woził. Frontowe drzwi otworzyły się bez trudu i powitał ją zapach płynu do mebli, potpourii i cynamonu. Włoski marmur, widoczny przy brzegach kosztownych kilimów, lśnił w słońcu, które sączyło się przez wysokie, nienagannie czyste okna. - Hola! Ktoś tam jest? - zabrzmiał znajomy głos z wyraźnym hiszpańskim akcentem i dały się słyszeć ciche