do konnej jazdy. Spojrzeli na nią ze zdumieniem, odrywając się od pieczenia mięsa na rożnie

W świetle księżyca dostrzegła, jak ludzie Michaiła uważnie przyglądają się oknom i drzwiom. Jeden z Kozaków wspiął się bez słowa po kracie, oplecionej różami. Wkrótce znalazł się na wysokości pierwszego piętra. Kozacy otoczyli willę i przez chwilę Evę ogarnął lęk. Jakby się przestraszyła, że tym razem posunęła się trochę za daleko. Nagle w nocnej ciszy rozległy się strzały. Kolejne padły z wnętrza domu. Eva usłyszała czyjś krzyk i osadziła konia w miejscu. Kozacy wdarli się do środka. - Pozwól mi zostać, ojcze - poprosiła Parthenia, zapalając świecę w bibliotece, gdzie Westland wprowadził Lievena i tajemniczego cudzoziemca, Lieven wyraził zgodę i szybko podsunął Parthenii krzesło. - Obawiam się, że pośrednio dotyczy to również pańskiej córki, jeśli pogłoski o jej zaręczynach z Kurkowem są prawdziwe. Chciałbym państwu przedstawić pana Nieludowa, który wczorajszej nocy przybył do Londynu prosto z Petersburga. Nieludow, skromnie odziany, nierzucający się w oczy mężczyzna koło czterdziestki, z nienagannymi manierami, nie wyglądał na szpiega. Był raczej średniego wzrostu, miał kędzierzawe rude włosy, dosyć bladą karnację i przenikliwe, ciemne oczy, skryte za okularami. Zdaniem Parthenii Nieludow był po prostu zbyt zwyczajny. Lieven przedstawił go jako tajnego carskiego agenta. Mówił kilkoma językami, znał prawo większości europejskich krajów, a do Anglii wysłano go, by odnalazł księcia Michaiła Kurkowa, wplątanego - jak wyjaśnił - w spisek przeciwko carowi. Nieludow oderwał się od ściany, przy której stał, i oznajmił przyciszonym, obojętnym http://www.poznan-psychiatra.com.pl/media/ - Najprościej odebrać mu życie. Blaque uśmiechnął się i wtedy Bella dostrzegła prawdziwe wcielenie zła. - Ja nie lubię prostych rozwiązań, moja droga. Śmierć jest ostateczna. Nawet zadawana powoli, prowadzi do nieuchronnego końca. Jeśli chce się zniszczyć człowieka, złamać jego serce i duszę, nie wystarczy kula w skroń. Czuła, że mówił o Carlise. To nie był odpowiedni moment, by pytać o imiona albo domagać się szczegółów. Naciskany, powiedziałby jej dużo mniej albo, co gorsza, przestał jej ufać. Odstawiła kieliszek i spróbowała pójść za jego tokiem myślenia. - A więc trzeba mu zabrać to, co najcenniejsze - rzekła wolno. Jej serce waliło jak oszalałe, w skroniach boleśnie pulsowało, żołądek podchodził do gardła. Jednak kiedy się odezwała, głos miała pewny i chłodny jak stal. - Jego dzieci? - Lady Isabell, jest pani uroczą i bardzo inteligentną kobietą. - Pochylił się i położył dłoń na jej dłoni. Wtedy to poczuła: odrażający, mroczny dotyk śmierci. - Człowiek, o którym mówię, musi cierpieć, musi się załamać. Dlatego trzeba odebrać mu wszystko, co kocha najbardziej, i kazać mu z tym żyć. Niech patrzy na śmierć swoich dzieci i wnuków, niech patrzy, jak jego kraj pogrąża się w chaosie. Królestwo bez następcy tronu nie może być stabilne. A tam, gdzie nie ma stabilizacji, z reguły robi się najlepsze interesy. - Zabić wszystkich - szepnęła. Przed oczami stanęła jej zaróżowiona od snu buzia malutkiej Marissy, a zaraz po niej szczerbaty uśmiech łobuziaka Doriana. Strach chwycił ją za gardło jak żelazne kleszcze. Był tak silny, że musiał odmalować się w jej oczach, dlatego czym prędzej spuściła wzrok. Z przerażeniem wpatrywała się w dłonie Blaque'a i zimny, ostry blask jego brylantów. Podniosła głowę dopiero wtedy, gdy była pewna, że może ufać swoim oczom. W subtelnym świetle bocznych lamp człowiek siedzący obok niej wyglądał jak blada zjawa. Tyle że budził stokroć większą trwogę. - Chce pan zabić ich wszystkich, monsieur? To nie będzie łatwe nawet dla kogoś tak wszechwładnego jak pan. - To, co naprawdę warte zachodu, nigdy nie jest proste, moja droga. Ale sama pani mówiła, że nie ma rzeczy niemożliwych. Zwłaszcza dla osoby, której ufają, i która jest blisko. Nie zadrżała, nie próbowała się od niego odsunąć, jedynie lekko uniosła brwi. Biznes, powiedziała sobie. Lady Isabell lubi robić dobre interesy. A właśnie zaproponowano jej najlepszą pracę, jaką Blaque miał do zaoferowania. - Została pani wybrana spośród wielu kandydatów. Od dziesięciu lat wciąż mam jedno niezrealizowane marzenie. Jestem przekonany, że dzięki pani wreszcie się ono spełni. Ściągnęła usta, udając, że rozważa jego propozycję. Widocznie uznał, że jej milczenie trwa zbyt długo, bo delikatnie zabębnił palcami o kostki jej zaciśniętej dłoni. Jak dotyk tarantuli, pomyślała, walcząc z dreszczem obrzydzenia.

nie nęka go już zły nastrój. Chodził z nią na długie spacery po plaży, urządzali też czasem pikniki. Raz zjedli podwieczorek na urwisku, górującym nad oceanem i całowali się tam potem do utraty tchu. Każdej nocy bywał w klubie albo w co przyzwoitszych domach gry i wracał stamtąd z wygraną. Czasami wygrywał więcej, czasami mniej, lecz tylko dwa razy mu się nie powiodło. Choć nie przyznałby się do tego, czuł ogromną ulgę, widząc, że jego plan nie spalił na Sprawdź - Wbrew temu, co sądzisz, nie jestem skończonym idiotą. Twoja sytuacja w niczym się nie zmieni. - Wyjął z kieszeni pistolet i położył go na nocnym stoliku. - Proszę, twoja własność. Nie przebaczy jej. Myślała, że jest do tego przygotowana. Myliła się. - Dziękuję - rzekła chłodno, chowając broń do szuflady. - Doskonale pani strzela, lady Isabell. - Miałam dobrych nauczycieli. Brutalnie chwycił ją za ramię. - O, tak! Ale dobrzy nauczyciele to za mało. Jakie jeszcze talenty ukrywasz? Po mistrzowsku oszukujesz, to na pewno. A poza tym? Iloma kobietami potrafisz być jednocześnie? - To zależy od zadania, które dostanę. Wybacz, jest późno, a ja czuję się zmęczona. - Nic z tych rzeczy, moja droga. - Wolną ręką chwycił ją za włosy. Myślał o tym, co z jej powodu przeżył jednego wieczoru. Strach, przerażenie, wreszcie zdradę. - Tym razem nie dam się ogłupić. Cicha, dystyngowana angielska dama już na mnie nie działa. Wykładaj karty na stół, Isabello. Nienawidziła się bać. Uważała strach za wyjątkowo poniżające uczucie. Teraz jednak nie umiała się przed nim bronić. Nie lękała się, że Edward ją uderzy, albo że swoim porywczym zachowaniem przekreśli wszystko, co zdołała osiągnąć. Bardziej niż bólu i klęski bała się tego, że zawsze już będzie na nią patrzył z pogardą. - Nie sądzę, żebym mogła powiedzieć ci wiele więcej, niż usłyszałeś od Emmetta. Operacja, w której biorę udział, jest przygotowywana od dwóch lat. Międzynarodowe służby bezpieczeństwa chciały wprowadzić swojego agenta w szeregi... - To już faktycznie słyszałem - przerwał jej w pół słowa. Puścił ją i cofnął się, ale dłonie miał zaciśnięte w pięść. - Podobno powinienem być ci wdzięczny, że jesteś taka dobra w tym, co robisz. - Nie potrzebuję wdzięczności, tylko współpracy. - Więc trzeba było od razu o nią poprosić.