zapomniała o ich istnieniu. W dole, nad samym brzegiem,

Nie coś, tylko kogoś. Gloria wzdrygnęła się i przeżegnała. Biedna dziewczyna, pomyślała. - Przepraszam, tutaj nie wolno wchodzić – zatrzymał ją najbliższy ze stojących wokół policjantów. - Muszę rozmawiać z detektywem Santosem. Chciała go wyminąć, lecz policjant chwycił jej rękę. - Przykro mi - oznajmił głosem wykluczającym wszelką dyskusję. - Detektyw Santos jest w tej chwili zajęty. Musi pani zaczekać w hotelu. Gloria wyszarpnęła rękę. - Nazywam się Gloria St. Germanie. To mój hotel i muszę się widzieć z detektywem Santosem. Zaraz. Przez moment policjant miał taką minę, jakby zamierzał spierać się z Glorią, w końcu wzruszył ramionami. - Jak pani chce. Podszedł do stojącej nad ciałem grupki i po chwili Gloria zobaczyła twarz Santosa. Jej Santos. Serce zaczęło bić jej mocniej, poczuła dziwną suchość w ustach. Idiotka, zbeształa się w myślach. Jesteś tutaj, żeby bronić swojego hotelu, swoich gości i pracowników. Za każdą cenę. Kiedy przed nią stanął, kiedy spojrzała mu w oczy, po raz pierwszy od dziesięciu lat, napomnienia, których sobie udzielała, poszły w kąt. Przez ułamek sekundy poczuła się znowu zakochaną bez pamięci szesnastolatką. - No proszę, małolata dorosła i zaczęła rządzić. Nauczyła się rozkazywać i stawiać na swoim - przywitał ją, przeciągając słowa. - Czym mogę służyć, proszę pani? Tylko szybko, proszę. Jestem zajęty. Gloria puściła mimo uszu złośliwy komentarz i przeszła od razu do rzeczy. - Nie pozwolę bez potrzeby nękać pracowników i gości. Ze wszystkim proszę zwracać się do mnie albo do prawnika. Poza tym jesteśmy do waszej dyspozycji. - Tak? - Zmierzył ją od stóp do głów. - Do mojej dyspozycji też? - Proszę nie przeciągać struny, detektywie. Jeśli zamieni pan słowo z kimkolwiek bez mojej zgody, pożegna się pan z pracą. - Aż tak? - Santos był wyraźnie rozbawiony. - To już po mnie. A do kogo pani pójdzie? Do burmistrza? Poczuła, że wypieki występują jej na policzki. Była wściekła, że daje się wyprowadzać z równowagi. http://www.powiekszaniebiustu.biz.pl/media/ Wspiął się po schodach, zaryglował również kuchenne drzwi i przykazał Thompkinsonowi, żeby dyskretnie kręcił się w pobliżu. Obmyślając plan, sądził, że Alexandra ustąpi, gdy zrozumie, ile zadał sobie trudu, by ją nakłonić do małżeństwa. Teraz jednak będzie musiał dotrzymać obietnicy. Pozostaje mu tylko mieć nadzieję, że zwycięży w niej rozsądek i poczucie humoru. Zatrzymał się w drodze do apartamentu. Tak, przyjdzie mu wiele odpokutować. Przed poznaniem panny Gallant nie zastanawiał się nad konsekwencjami swoich uczynków. Stanął pod portretem kuzyna i zdjął czarną wstążkę. Tego dnia narodził się nowy, lepszy Lucien Balfour, obrońca słabych i niewinnych, człowiek stateczny i szlachetny oraz, co byłoby największym z cudów, małżonek Alexandry Gallant. - No, Jamie, życz mi szczęścia - powiedział, wyrównując obraz na ścianie. - To śmieszne - mruknęła Alexandra, opadając na łóżko. Godzina bębnienia w drzwi i krzyków tylko ją zmęczyła. Co gorsza, dopalały się

Gloria podeszła do wezgłowia łóżka. Dojrzała w oczach babki nadzieję, przebłysk świadomości. - Glo... ria? - Tak, to ja. - Nachyliła się bliżej. - Witaj, babciu. Lily spojrzała na Santosa, jakby szukała w jego oczach potwierdzenia. Uśmiechnął się na znak, że tak, że wzrok jej nie myli. - Tak... długo... czekałam. - Ja też, babciu. I cieszę się, że tu jestem. Sprawdź - Wiem, o czy myślisz - odezwał się Jackson po chwili milczenia. - Ale to nie ma nic wspólnego z twoją matką. To nie ten sam facet. - Skąd wiesz, że nie? - Nie zgadzają się żadne okoliczności. Dusi, zamiast używać noża. Seks po, nie przed morderstwem. Poza tym ile czasu minęło? Dwadzieścia lat? - Szesnaście. - Santos zmrużył oczy. - Mamy jabłko, stary. Przy matce też znaleźli jabłko. - Przypadek. Może facet był głodny. - Może był, ale... - Pojawiła się kelnerka z zamówieniami i Santos urwał. Nie spojrzawszy nawet na swój talerz, podjął wątek, ledwie odeszła od stolika: - Czuję to w kościach, Jackson. Pamiętasz sprawę Ledeta? Pamiętasz, jak było tuż przedtem, nim dorwaliśmy tego skurwysyna? Jackson skinął głową i zabrał się za swoją sałatkę. - Pamiętam, pamiętam. Santos nieufnie spróbował swojego „wegetariańskiego hamburgera”, uznał, że nie jest najgorszy, i mówił dalej: - Nie wiem, stary, ale... po prostu teraz czuję to samo. - Pobożne życzenia. - Może. Pewnie masz rację... - Otarł usta serwetką i rzucił ją na stół. - Nie, żadne „może”. Żadne pobożne życzenia. - Santos...