do szykowania dla nich lunchu.

- Pamiętam. - To dobrze, Alli. Bo chcę cię teraz pocałować. ZadrŜała. Puls walił jej aŜ do bólu i z ust jej wydobył się jęk. Czuła słabość w kolanach. Całował ją. - A co teraz powiesz na wspólną kąpiel? Wpatrywali się w siebie. Alli wiedziała, jaką dałaby odpowiedź, postanowiła jednak nic nie mówić, niech wyczy-la to z jej myśli. Przytuliła się do niego, obiema dłońmi ujęła jego twarz i pocałowała go z taką samą pasją, z jaką on ją całował. W pewnej chwili zabrał ją do swojej sypialni. Pierwsze, co zauwaŜyła, to migoczący Ŝar w kominku. Poprzedni dzień był ciepły, ale noc przywiała chłodne powietrze. A potem jego łazienka. Obserwowała, jak odkręca kurki nad duŜą wanną, w której śmiało mogły się zmieścić dwie osoby. Obrócił się ku niej i bez słowa zaczął ją rozbierać. Nagą umieścił w wannie. Obserwowała teraz, jak on się rozbiera, nie spuszczając z niej pełnego poŜądania wzroku. Zanurzyła się w pianie, co, jak sądziła, przyniesie ulgę jej rozpalonemu ciału. Uniosła brwi, gdy połoŜył na skraju wanny paczkę kondomów. - Wykład numer dwa - rzekł z szerokim uśmiechem.- MoŜemy kochać się w kaŜdym miejscu tego rancza tak długo, dopóki nikt nas nie wyśledzi. Co powiedziawszy wszedł do wanny i objął nogami jej biodra. - Będziemy...? - zapytała, oddychając cięŜko, podczas gdy on dotykał http://www.pol-rusztowania.info.pl - Tak. Bałam się, że mnie odnajdą, jeśli wynajmę powóz. Dlatego rozsądniejsze wydało mi się wybranie czegoś skrom¬niejszego. Wuj mojej pokojówki ma małą firmę przewozową i zgodził się mnie tutaj przywieźć. Poza tym tak wyszło taniej - skończyła rzeczowo. - Nie zostało mi wiele kieszonkowego, a nie chciałam wzbudzać podejrzeń, prosząc mamę o więcej. Pani Stoneham, której myśli przed przybyciem Clemency krążyły jedynie wokół śmierci męża, ożywiła się. - I przyjechałaś tu sama? - Tak, kuzynko Anne. Nie chciałam sprawiać kłopotów Sally, mojej pokojówce. Naturalnie, zostawiłam dla mamy list, ale nie powiedziałam nikomu, dokąd się wybieram. Wie o tym tylko Sally, ale jestem pewna, że mnie nie zdradzi. - Nie powiem, nawet gdyby rozszarpywano mnie na kawałki - obiecała dziewczyna, gdy Clemency błagała ją o dyskrecję. Nawiasem mówiąc, dostała za to trzy funty, ale i bez tego dochowałaby tajemnicy. Nie dbała bowiem o panią Hastings-Whinborough, a Clemency wystawiła jej dobre preferencje na wypadek, gdyby nagle znalazła się bez pracy. Miały utrzymywać kontakt przez wuja Sally. Pani Stoneham zaczęła się śmiać. Te śliczne błękitne oczy i złote loki kryły głowę nie od parady - dziewczyna okazała się nad wyraz inteligentna i pomysłowa. Zniszczyła nawet notes ojca z jej aktualnym adresem, wątpliwe więc, aby poszukiwania pani Hastings-Whinborough poszły tym tro¬pem, nawet jeśli zapamiętała, iż pani Stoneham się prze¬prowadziła. Bessy przyniosła herbatę i ciastka i pani domu zauważyła z przyjemnością, że blade policzki Clemency nieco się zaróżowiły. - Nie martw się, moja droga, nie każę ci wracać do matki - uspokoiła ją. - Coś podobnego przydarzyło mi się, gdy byłam w twoim wieku, jeszcze zanim poznałam mojego kochanego Roberta. - Tu westchnęła i ze smutkiem przyjrzała się czarnej sukni, ale zaraz podniosła głowę i ciągnęła weselszym tonem: - Nie zapomniałam obezwładniającego uczucia bezsilności i gniewu, gdy potraktowano mnie jak jakąś bezwolną rzecz. Na szczęście człowiek ten umarł, zanim urzeczywistniły się plany ślubu. Wątpię, abym się zdobyła na tyle odwagi co ty. Clemency tymczasem trochę się odprężyła i wzięła kolejne ciastko. - Droga Clemency, czy zdajesz sobie sprawę, że pod jednym względem wpadłaś z deszczu pod rynnę? - Jak to? - zaniepokoiła się dziewczyna, rozglądając się wokoło ze strachem, jakby jej kuzynka chowała w szafie kolejnego wyuzdanego arystokratę. - Nazwisko rodowe Storringtonów brzmi Candover, a my znajdujemy się właściwie w Abbots Candover, niespełna pięć kilometrów od ich rodzinnej posiadłości! - Rzeczywiście, nie pomyślałam o tym, ale wątpię, aby mnie tu szukali.

Co teraz? Jaką znów wymyśliła złośliwość? Czy naprawdę zamierzała zepsuć całe popołudnie? - Co się stało? Po chwili milczenia, która zdawała się trwać całą wieczność, Lizzie wyszeptała: - Kiedy poznamy twojego synka? Sprawdź nie stać. - Ale to zapewne dlatego, że niezbyt interesuję się modą. Jestem w końcu szarą myszką - dodała niby od niechcenia. Scott nie krył zaskoczenia. Wpatrywał się w nią podejrzliwie, jakby chciał ocenić, czy to przypadek, czy też Ida Trent była niedyskretna. Najwyraźniej niewinny wyraz twarzy Willow zmylił go, bo chwilę później wyraźnie odetchnął z ulgą. - Cóż - stwierdził. - Na świecie potrzeba najróżniejszych ludzi... R S Willow z trudem stłumiła śmiech. - A jak tobie minął dzień? - spytał. - Robisz jakieś postępy z Lizzie? - Obawiam się, że nie.