- No tak...

- Wciąż mnie to zastanawia - wyznała - że nie masz nic przeciwko przeprowadzce do innego kraju. - Przecież ty tam mieszkasz. - Ale większość mężczyzn oczekuje, że to kobieta się do nich dostosuje. - Ja nie jestem większość. I nie mam dzieci. Ty masz. - Ale dobrze ci było w Berlinie. - Owszem - przyznał. - Po prostu mam szczęście. Lubię moją pracę, a VKF ma oddziały w różnych miejscach na świecie. Jestem mobilnym zwierzęciem. Jako wykwalifikowany architekt z piętnastoletnim stażem Matthew dawno już doszedł do wniosku, że nie ma zadatków na rekina, daleko mu jednak było do płotek. Jego nazwiska nigdy nie będą wymawiać ze szczególnym respektem, wiedział jednak, że na swój sposób jest efektywny, wnosi też znaczący wkład do wspólnych przedsięwzięć. Z sentymentem wspominał lata spędzone w biurze na Manhattanie, gdzie cieszył się przychylnością prezesa Laszla Kinga, ale i Berlin okazał się dlań dobry. Znalazł tu ciekawe projekty, miłych kolegów, prawdziwego przyjaciela w osobie Karla Beckera oraz imponujący apartament w pobliżu Kurfur-sterdamm. http://www.pokryciadachowe.edu.pl/media/ - Co za niecywilizowane obyczaje! Nigdy dotąd nie widział jej tak zdenerwowanej. - Sylwio, proszę... O co tu chodzi? - No dobrze. Zmiana na jego twarzy, kiedy się dowiedział, naprawdę przeraziła Sylwię. Przez chwilę wyglądał, jakby mu nagle przybyło ze trzydzieści lat. Poszarzał na twarzy i sprawiał wrażenie ciężko chorego. Był zbyt oszołomiony, by jakoś zareagować. - Nie mówiłam jeszcze Karo - dodała cicho. Kręcił w milczeniu głową. - Dobrze się czujesz? - spytała. - A jak sądzisz? - Bardzo mi przykro. Myślałam, że najlepiej od razu wyłożyć

- To znaczy jak? - Byłam świadkiem, jak nakrzyczał na Flic. A potem także na Izabelę. Siedziały w salonie. Sylwia, która przedtem zdecydowała, że nie poczęstuje Zuzanny herbatą, zaczęła się teraz wahać. - Ta historia z prezentami to chyba burza w szklance wody? Sprawdź Edward kpiąco uniósł brew. - Wiem, trochę to naciągane - roześmiał się Bob - ale nigdy nie wiadomo. Z nastaniem lata prace w Dolinie zostały wstrzymane. Edward nie chciał zakłócać spokoju zwierząt sztucznym oświetleniem, którego używali do pracy w chłodniejszych godzinach nocnych. Zamierzał przedyskutować z pracującymi przy wykopaliskach na terenie pałacu możliwości od tworzenia wiszących ogrodów. Zamiast jednak skupić myśli na projekcie, który znaczył dla niego tak wiele, wciąż pozwalał im się wymykać i szybować ku Belli. Skinął głową mężczyznom i podążył w kierunku willi, gdzie mieszkał wraz z rodzicami do chwili ich rozstania. Willa została wybudowana przez dziadka Edwarda, zgodnie z zasadami architektury Bliskiego Wschodu, nakazującym zapewnienie jak największego dopływu chłodnego powietrza i ograniczenie przenikania ciepła słonecznego do wnętrza domu. Budowla była solidna, kwadratowa, miała cztery wewnętrzne dziedzińce, z których trzy przemieniono w ogrody. Każdy z rogów przyozdobiono wieżyczką z widokiem na pustynię z jednej strony, a na ogród z drugiej. Edward poddał się fali wspomnień. Zobaczył siebie, trzy- albo czteroletniego malca, mocno trzymającego ojca za rękę podczas wspinaczki po schodach jednej z wieżyczek. Pamiętał wzrok ojca skierowany w dal. Czy tęsknił za swoją wolnością? Czy też pragnął dzielić z żoną i synem szersze horyzonty? Matka nie wspomniała mu o złożonej ojcu obietnicy. Ale często szukała odosobnienia w ogrodach na dziedzińcu. Nawet kiedy zamieszkali w pałacu, ponad towarzystwo innych przedkładała samotność. Kiedyś sądził, że przeżywa smutek rozstania z mężem. Teraz, kiedy sam stał się samotnikiem, lepiej ją rozumiał. To właśnie tutaj ojciec nauczył go grać w futbol i czytać po angielsku, tutaj także obserwował pierwsze ćwiczenia Edwarda w sztuce sokolnictwa. Tak wiele było wspomnień, którym dotychczas bronił do siebie dostępu. W świetle tego, czego się właśnie dowiedział, miały smak słodko-gorzki. Apartament był pusty i cichy. Minęła północ, ale Bella była zbyt zdenerwowana, by się położyć. Wyszła więc na taras. Czy to naprawdę poprzedniego dnia siedziała tu przy kolacji razem z Edwardem? A raczej z Jego Wysokością księciem Edwardem bin Salud Al Fwaisa, poprawiła się zaraz. Nic dziwnego, że zachowywał się tak arogancko. Gdzieś na innym tarasie zapalono kadzidło i ciężki, zmysłowy zapach przywołał obraz niskich sof pokrytych zwiewnymi tkaninami. Wschód oddziałuje na zmysły w sposób nieznany ludziom Zachodu, pomyślała Bella. Zastanawiała się, dlaczego Edward tak bardzo chciał zatrzymać ten apartament. Być może używał go jako garsoniery i w ten sposób łatwiej mu było zachować anonimowość. Zapewne mógł sobie pozwolić na kupno innego, najwyraźniej jednak nie chciał sobie tym zawracać głowy. Najłatwiej było spłacić Bellę, nawet ponad cenę rynkową. Czym było pół miliona funtów dla niekwestionowanego miliardera?