Jakby nigdy nie został ranny. Jakby nie otarł się o śmierć. Jakby nie musiał brać pod uwagę wcześniejszej emerytury. Kolejny krok, pewniejszy, swobodniejszy. I wtedy to poczuł. Lodowatą pewność, że ktoś go obserwuje. Ze ściśniętym sercem zerknął za siebie. Suche liście zaszeleściły, choć nie powiał nawet najlżejszy wiaterek. Kruk odleciał, karcące okrzyki ucichły. Błysk światła wśród drzew. Coś się poruszyło w zaroślach po drugiej stronie werandy. Jakiś cień przemknął wśród krzewów. O Boże drogi. Bentz instynktownie sięgnął po broń. Odwrócił się w stronę zarośli z pustymi rękami. Nie miał kabury. Nie we własnym domu. Zmrużył oczy. Co to jest, do cholery? Promienie słoneczne igrały z baldachimem liści i igieł. Jego serce biło jak szalone. Zaschło mu w ustach. http://www.otolaryngolodzy.pl nastawiona pozytywnie i pomocna, ale to ciebie zżera od środka. Więc jedź. Dowiedz się, o co chodzi. To oczywiście ważne. Ale dla mnie ważniejsze, żebyś się w końcu uporał z przeszłością i o niej zapomniał. Poczuł pulsowanie w skroni. – Jeśli nie chcesz, żebym jechał... – O nie, nawet się nie waż. To twoja sprawa, nie moja. Jeśli uważasz, że powinieneś to zrobić, zrób to. – Wydawało mi się, że chciałaś, żebym się otworzył i powiedział ci, co mnie gnębi. – Owszem – przyznała i umilkła, gdy kelner serwował przystawki. – Naprawdę chciałam wiedzieć, ale liczyłam, że stanie się to trochę wcześniej. To znaczy, zanim w głębi duszy spakowałeś manatki i poleciałeś do Kalifornii. – Powiedziałem już, że jeśli nie chcesz, żebym jechał, to mi powiedz. Zawahała się i pochyliła nad stołem.
– Cholera jasna. – Hayesowi zrobiło się zimno mimo upału panującemu w ciasnym, dusznym pomieszczeniu. Urodziły się z różnicą czternastu minut, więc tak samo umarły. Nie miał wątpliwości, że Elaine – młodsza, urodzona minutę po pierwszej – była świadkiem cierpień Lucilłe, uduszonej czterdzieści siedem minut po dwunastej. Zapewne tą samą wstążką, która teraz oplatała jej włosy, przeguby, kostki i usta. Hayes domyślał się, że na wstążce znajdą ślady Sprawdź urazę – podobnie jak Bledsoe i wielu innych. Może w takim razie on, Hayes, popełnia błąd, ufając mu bezgranicznie? Nawet Ross Trinidad, jego partner sprzed lat, nie chciał mieć z Bentzem nic wspólnego. – Przykro mi to mówić – przyznał mu się nie dalej jak tego ranka. – Ale ten facet oznacza kłopoty. Mówiłem ci już – za mało mi zostało do emerytury, żeby się w to pakować. Chce wykopać swoją eks? Proszę bardzo. Ale beze mnie. Może Bledsoe ma trochę racji, pomyślał Hayes i odłożył ołówek na biurko. Niech Bentz ekshumuje Jennifer, sprawdzi DNA i załatwi sprawę raz a dobrze. Jeśli to Jennifer Bentz spoczywa w grobie, będzie w porządku. Ale jeśli nie? Otworzą się bramy piekieł, pomyślał. Szkoła okazała się niskim, podłużnym budynkiem z cegły – gdyby nie rząd palm ocieniających pojazd, mogłaby równie dobrze być siedzibą rady miejskiej gdzieś na środkowym zachodzie. Nie zgadzały się także flagi – amerykańska i stanu Kalifornia –