Przestała się szamotać, ale wciąż drżała, nieprzytomna z przerażenia.

- Dobrze, już dobrze. Diablę wcielone - jak określał kuzynkę od ostatniego spotkania, kiedy jako siedmiolatka rzuciła się z wrzaskiem na ziemię, bo nie pozwolono jej wsiąść na kucyka - wyłoniło się z powozu w chmurze koronek i falbanek w takim samym wściekle różowym kolorze jak bombiasta suknia jej matki. Rose Delacroix dygnęła, wskutek czego zakołysały się złote loki okalające jej twarz. - Milordzie - szepnęła, trzepocząc długimi rzęsami. - Kuzynko Rose. - Lucien aż się wzdrygnął na myśl, że jakiś przedstawiciel jego płci mógłby wziąć ją za anioła. - Obie wyglądacie bardzo kolorowo tego szarego popołudnia. Lepiej wejdźmy do domu. - To jedwab i tafta - zaszczebiotała ciotka Fiona, poprawiając córce bufiasty rękaw. - Kosztowały dwanaście funtów każda i przybyły prosto z Paryża. - A flamingi z Afryki. Jak na niego komentarz był łagodny, ale w niebieskich oczach kuzynki zalśniły łzy. Lucien stłumił westchnienie. - Jemu nie podoba się moja suknia, mamo - powiedziała dziewczyna płaczliwie. Broda jej drgała. - A panna Brookhollow mówi, że jest śliczna! Rano hrabia powziął silne postanowienie, że będzie zachowywał się grzecznie, przynajmniej do końca dnia, skończyło się jednak na dobrych intencjach. - Kto to jest panna Brookhollow? http://www.ortopedawarszawa.net.pl - W tym momencie jestem pochlebnego zdania o pani bosych stopach - odparł i wskazał na teriera. - Pani piesek już zrobił swoje. - Tak. Dziękuję. Chodź, Szekspir. Lord Kilcairn wszedł do domu tuż za nią, w holu zdjął z niej płaszcz, przy okazji muskając dłonią jej plecy. Alexandra zadrżała, tym razem na pewno nie z zimna. Mężczyźni nigdy nie dotykali jej w tak poufały sposób, co wcale nie wyjaśniało, dlaczego nagle zapragnęła oprzeć się o szeroką pierś hrabiego, poczuć uścisk jego ramion. - Mam panią dalej rozbierać? - dobiegł ją z tyłu cichy głos. - Byłaby to dla mnie duża przyjemność. - Przysunął się bliżej. Ciepły oddech owiał jej kark. - I dla pani również, jak sądzę. Zastanawiając się, gdzie jej poczucie przyzwoitości, ruszyła ku schodom. Nie śmiała się odwrócić i jakoś zareagować na jego skandaliczne słowa. - Dobranoc, milordzie.

- Zatańcz... - Słyszałem. Dlaczego miałbym tańczyć z guwernantką twojej kuzynki? - Lepsza guwernantka niż uczennica. Między brwiami przyjaciela pojawiła się cienka zmarszczka. - Lubię pannę Delacroix. - Nie mam ochoty na żarty, Robercie. Już się zabawiłeś moim kosztem. Sprawdź piętnaście nazwisk i wszystkie panny spełniają pańskie wymagania. - Świetnie. Co najmniej dwie z nich przyjdą jutro do Howardów. - Milordzie, jeśli rzeczywiście zamierza się pan ożenić... - Od razu skreśl Charlotte Bradshaw - przerwał mu bezceremonialnie. - Jej brat ma skłonność do hazardu. Nie zamierzam później spłacać jego długów. Niech pan przejrzy jeszcze raz całą listę. Im mniej rodzinnych koneksji, tym lepiej. - Ale życzył pan sobie, żeby pochodziły z dobrych rodzin. - Tak, lecz martwi krewni byliby najlepsi. - Milordzie, to niełatwe zadanie... - Do piątku chcę dostać piętnaście nazwisk. Jasne? Pan Mulins westchnął i zmiął kartkę. - Tak, milordzie. Zajmę się tym bezzwłocznie. Przez następne półtora dnia Alexandra nie widziała lorda Kilcairna. Pomyślała nawet,