Oczywiście. Chciała być pewna, że siostrzeniec się nie wycofa. Nie wiedziała jednak,

— To nie pani znajomy, panno Hunter? — spytał pan Rucastle. — Nie. Ja nie znam nikogo w tych stronach. — Mój Boże! Co za bezczelność! Niech pani się odwróci z łaski swojej i skinie mu ręką, aby sobie poszedł. — Z pewnością lepiej nie zwracać nań uwagi. — Nie, nie, bo stale będzie się tu włóczył. Proszę się łaskawie odwrócić i machnąć ręką, żeby sobie poszedł. Zrobiłam, jak mi kazano, a pani Rucastle w tej samej chwili opuściła zasłonę. Stało się to przed tygodniem, a od tego czasu ani razu nie siedziałam przy oknie, nie wkładałam błękitnej sukni i nie widziałam owego mężczyzny na drodze. — Proszę, niech pani mówi dalej — powiedział Holmes — pani opowieść zapowiada się bardzo interesująco. — Obawiam się, aby się panu nie wydała dńieco pozbawiona związku, i faktycznie owe drobne zdarzenia, o których będę mówiła, mogą nie mieć ze sobą nic wspólnego. Zaraz pierwszego dnia mego pobytu w Copper Beecheś pan Rucastle; zabrał mnie do małej przybudówki, znajdującej się w pobliżu kuchennych drzwi. Kiedy zbliżaliśmy się do niej usłyszałam brzęk łańcucha i szmer wskazujący na to, że się tam porusza jakieś wielkie zwierzę. — Proszę popatrzeć! — powiedział pan Rucastle, pokazując mi szparę pomiędzy dwiema deskami. — Czyż nie jest piękny? Zajrzałam tam i zobaczyłam dwoje płonących oczu i niewyraźny kształt, skulony w ciemności. — Niech się pani nie obawia — powiedział mój pracodawca ze śmiechem widząc, że się wzdrygnęłam. — To tylko Carlo, mój brytan. Uważam go za swoją własność, ale właściwie jedyną osobą, która może sobie z nim poradzić, jest mój stary służący Toller. Zwierzę jest karmione tylko raz dziennie, a i to dość skąpo, toteż jest zawsze ostre jak brzytwa. Toller go spuszcza na noc i Boże zmiłuj się nad tym rzezimieszkiem, w którym zatopi swe kły. Na litość Boską, proszę nigdy, pod żadnym pozorem nie wychodzić, w nocy poza próg domu, bo to może kosztować życie. Owa przestroga nie była gołosłowna. Tak się bowiem złożyło, że dwa dni później, około godziny 2 nad ranem, wyjrzałam przez Okno mojej sypialni. Była piękna, księżycowa noc, murawa gazonu przed domem lśniła srebrzyście, a jasno było jak w dzień. Stałam upojona spokojnym pięknem krajobrazu, gdy nagle zauważyłam, że coś się porusza w cieniu czerwonych buków. Kiedy to coś wyszło na światło księżycowe, zobaczyłam, że był to olbrzymi —pies, wielki jak cielak, ciemnej maści, o czarnym pysku z obwisłymi żuchwami i potężnych, wyraźnie zarysowanych kościach. Pies przeszedł powoli przez gazon i znikł w cieniu po jego drugiej stronie. Ten straszny, milczący strażnik zmroził mi serce, które nie zlękłoby się, jak sądzę, żadnego włamywacza. A teraz opowiem panu bardzo dziwne zdarzenie. Wie pan o tym, że obcięłam sobie włosy w Londynie, a ścięte sploty włożyłam na dno mego kufra. Pewnego wieczoru, gdy dziecko już było w łóżku, zajęłam się dla rozrywki urządzaniem swego pokoju i porządkowaniem moich osobistych drobiazgów. W pokoju znajdowała się stara komoda; dwie jej górne szuflady były otwarte i puste, dolna zaś zamknięta. Do górnych szuflad włożyłam bieliznę, a ponieważ miałam jeszcze sporo rzeczy do wypakowania, byłam oczywiście niezadowolona, że nie mogę zrobić użytku z tej trzeciej szuflady. Przyszło mi na myśl, że być może, została zamknięta przez przeoczenie, wobec czego wyjęłam z wiązki moich własnych kluczy jeden i spróbowałam tę szufladę otworzyć. Pierwszy lepszy klucz pasował doskonale, więc ją otworzyłam. Znajdował się tam tylko jeden przedmiot, ale jestem przekonana, że pan nigdy nie zgadnie jaki. To były moje włosy. Wzięłam je do ręki i obejrzałam. Miały ten sam rzadko spotykany odcień i były równie gęste. Jednakże w tej samej chwili zdałam sobie sprawę z niemożliwości tego faktu. W jaki sposób mogły moje włosy znajdować się w tej zamkniętej szufladzie? Drżącymi rękoma otworzyłam swój kufer, przewróciłam całą jego zawartość i wyciągnęłam z dna moje włosy. Położyłam oba warkocze obok siebie i zapewniam pana, że były identyczne. Czyż to nie nadzwyczajne? Znalazłam się wobec jakiejś tajemnicy, nie mając najmniejszego pojęcia, co to wszystko znaczy. Włożyłam cudze włosy z powrotem do szuflady i nic o tym nie powiedziałam państwu Rucastle, gdyż miałam wrażenie, że źle postąpiłam otwierając zamkniętą przez nich szufladę. Jestem spostrzegawcza z natury, co pan miał możność zauważyć, panie Holmes, toteż wkrótce miałam już w głowie plan całego i domu. Otóż znajdowało się tam jedno boczne skrzydło, które sprawiało wrażenie niezamieszkałego. Drzwi znajdujące się naprzeciwko wejścia do mieszkania Tollerów i prowadzące do kilku pokojów, mieszczących się w tym skrzydle, były stale zamknięte. Jednakże pewnego dnia, gdy szłam po schodach, spotkałam pana Rucastle wychodzącego tymi drzwiami z kluczem w ręku. Twarz miał zmienioną i niepodobny był zupełnie do okrągłego, jowialnego człowieka, którego znałam. Jego policzki były mocno zaczerwienione brwi ściągnięte gniewnie, a żyły na skroniach nabrzmiały z irytacji. Zamknął drzwi i przeszedł obok mnie bez jednego słowa czy spojrzenia. To podnieciło moją ciekawość, udając się tedy na spacer z moim pupilem, przechadzałam się wokół domu z tej strony, skąd mogłam widzieć okna znajdujące się w owym skrzydle. Okien było cztery, w jednym rzędzie, trzy po prostu brudne, czwarte natomiast miało zamknięte okiennice. Najwidoczniej były puste i opuszczone. W tym czasie, gdy spacerowałam tam i z powrotem, spoglądając na nie raz po raz, zbliżył się do mnie pan Rucastle, wesoły i jowialny jak zawsze. — Ach, proszę nie myśleć — powiedział — że chciałem być niegrzeczny, przechodząc obok pani bez słowa, moja miła panienko. Byłem zaabsorbowany interesami. Zapewniłam go, że się nie czuję obrażona. http://www.opieka-medyczna.net.pl/media/ - Widziałaś? Naprawdę zaczęła chodzić! Klara odłożyła kamerę i zbliżyła się do nich. Oboje tak ściskali Karolinę, zachwycając się jej osiągnięciem, że aż się rozpłakała. Wtedy zaczęli ją uspokajać i robić wszystko, by znowu się uśmiechnęła. Klara była tak blisko, że Bryce czuł zapach jej perfum. - Przez całe popołudnie chciała zrobić ten pierwszy krok. Miałam nadzieję, że zaczeka z nim na ciebie - powiedziała. - Dziękuję, że pozwoliłaś mi przy tym być. - Musiałeś to zobaczyć. Ja tu tylko pracuję, ty zaś powinieneś mieć udział w przyjemnościach - zażartowała. - Wiele zrobiłaś dla mego dziecka. Dziękuję ci - rzekł. - Proszę bardzo - odparła i chciała się odsunąć, lecz on objął ją za szyję i spróbował przyciągnąć do siebie. Klara oparła mu ręce na piersi. - Nie myśl, że... - zaczęła. - Nie myślę. Naprawdę, nic w tej chwili nie myślę. Pocałował ją delikatnie, a ona tylko westchnęła, niepróbując się opierać. Wiedziała, że pragnie tego człowieka bardziej, niż może sobie na to pozwolić. Tęskniła za uściskiem jego silnych ramion. Pocałunek ją upajał. Bryce, wyraźnie spragniony bliskości, wsunął język między jej wargi, ona zaś odpowiedziała jękiem rozkoszy. Pomyślał, że chce zacznie więcej. Wtedy Karolina zapłakała, a oni oderwali się od siebie. - Da - da, muuuu! - powiedziało dziecko, uśmiechając się przez łzy.

Znajdzie się znowu na marginesie, jak przed laty. Nie, już nigdy. Nie dopuści do tego, nie da się zepchnąć. Za oknami zawodził wiatr. Hope otworzyła drzwi balkonowe i wyszła na zewnątrz, w chłodną noc. Spojrzała w niebo zaciągnięte ciężkimi, zwiastującymi burzę chmurami, oparła się o balustradę. Wiatr targał jej włosy, rozwiewał poły szlafroka, opinał koszulę wokół ciała. Wychyliła się tak mocno, że poczuła zawrót głowy. Basen kąpielowy, usytuowany niemal wprost pod balkonem, ciągnął ją w dół. Cień porywał w górę. Unosił wysoko, ku mrocznemu niebu. Gałęzie smagały jej twarz, zaczepiały o włosy. Przed oczami załopotały skrzydła wielkiego ptaka w locie. Ujrzała matkę - ciemne widmo otoczone złocistą poświatą. Chmury rozstąpiły się na moment, wyjrzał księżyc, opromieniając niematerialną postać. Hope wpatrywała się nią zafascynowana i przejęta zgrozą. Wyciągnęła dłoń, by zagarnąć Sprawdź EPILOG Pięć lat później - Och, tajny agent nigdy nie wszedłby do takiego budynku - zauważyła Klara, oglądając film w telewizji i podjadając prażoną kukurydzę. - Naprawdę, mamusiu? - spytała Karolina. - Oczywiście, kochanie. Zobacz, wejdzie z prawej strony i... - Zepsujesz nam cały efekt - zauważył Bryce, więc podała mu kukurydzę, by się nie denerwował. - A kto w zeszłym tygodniu zepsuł oglądanie „Na linii ognia"? Bryce uśmiechnął się przepraszająco, odstawił naczynie z kukurydzą i objął żonę, a potem pogładził jej zaokrąglony brzuch. - Oto, co dostałaś za to, że jesteś tajną agentką - szepnął. - Wolę być twoją zwyczajną starą żoną - zażartowała. - Nigdy nie będziesz zwyczajna - zapewnił, całując ją czule. Ciągle gładził jej brzuch. Nie mógł doczekać się ich dziecka. Pragnął, by miało rysy twarzy Klary. - Kocham cię - powiedziała cicho.