- W jakiej sprawie?

Zdawało mu się, że poruszyła nieznacznie głową, ale potem znów znieruchomiała. - Clare, ja cię wciąż kocham! - powiedział z rozpaczą. Dopiero teraz zwróciła na niego oczy bez wyrazu. - To przestań. Allbeury został przy Lizzie na izbie przyjęć, poczekał, aż prześwietlą jej rękę, a potem usiadł przy niej w boksie i znów czekał, tym razem na wynik. Gdy poczuła się na siłach, dał jej swoją komórkę, żeby mogła zadzwonić do Gilly. Lizzie kazała jej powiedzieć dzieciom, że miała drobny wypadek, ale już nic jej nie jest, i że rano z nimi porozmawia. - Posłucha j mnie teraz - rzekł Allbeury, kiedy skończyła. Opowiedział jej o Christopherze: o tym, jak śledził go w drodze do agencji, o jego straszliwym, niekontrolowanym ataku furii, o tym, jak zrzucił ze schodów Helen Shi-pley i uciekł. - Chciałem z tym poczekać, aż zadzwonisz do domu, http://www.olejekkokosowy.net.pl - Zbyt głęboko w tym tkwi, żeby chociaż spróbować - odrzekł miody człowiek. - Facet przejął kontrolę dosłownie nad wszystkim. Nie pozwala jej samodzielnie wypisać czeku ani mieć karty płatniczej, decyduje, z kim może się spotykać, a z kim nie... - Jest groźba samobójstwa? - To wysoce prawdopodobne. Allbeury milczał przez chwilę. - Powiedz mi wszystko, co wiesz. Zwykle tak właśnie pracował: wyciągał z informatora wszystko, co ten miał do powiedzenia, potem własnymi metodami weryfikował sytuację kobiety,

ciepło; Allbeury, ubrany w ciemne polo z krótkimi rękawami i dżinsy, sączył wodę mineralną. - Nie rozumiem pana - zaczęła. - A musi pani? - Nie przepadam za łamigłówkami, których nie umiem rozwiązać. Pan jest właśnie jedną z nich. Sprawdź - Dlaczego by nie? Jak nie dokonam, tak wymyślę! Na grajkach i kronikarzach nie można polegać - albo zapomną, albo tak wysławią, że dobry by zapomniał. Puść... -- wyswobodziłam się z jego objęć i poszłam do rzeki, a raczej ku ciemniejącym nieopodal łożniakom. - Co, udajesz się na poszukiwania czynów od razu? - ironicznie zainteresował się Len, zbyt dobrze znając mnie, a również i odpowiedź. - Nie... idę w krzaki, obudziłam się do końca - wstydliwie się przyznałam. - Poczekaj, pójdę z tobą! Wampir dogonił mnie i razem wyszliśmy na brzeg. Obok samych łożniaków Len ohydnie rozkazał: “Wampiry na lewo, wiedźmy na prawo!” Obróciłam się do niego plecami, próbując skromnie odejść we wskazanym kierunku, ale nie wytrzymałam. Zatrzymałam się, zmrużyłam oczy i odważyłam się nareszcie zadać pytanie, który męczyło mnie cały tydzień: - Len? - Co? – rześko się odezwał. - Powiedziałeś, że nie wybrałeś mnie na Strażniczkę... prawdę mówiąc, wyszła ze mnie straszna... nawet dwóch słów nie mogłam z siebie wydusić... ale jednak wróciłeś. Dlaczego? Cisza zawisła na długo. On nie odpowiadał i nie odchodził, jakby bał się dopowiedzi bardziej niż ja pytania wprost. - Wolha? - T-tak? – zbyt głośno powiedziałam. - Dlatego, że ja też ciebie kocham. I rozeszliśmy się w różne strony, jednakowo oszo¬łomieni i nie wiedzący, co mówić i robić dalej.