wystawiać jednoaktówek. Emocje dopiero się zaczynały.

kryminalnej związanej z samobójstwem. – No to jedźmy razem. Ty zajmiesz się tajnym śledztwem w sprawie okoliczności śmierci Lagrange’a, a ja Czarnym Mnichem. – W oczach władyki znów zabłysł poprzedni ogień, ale natychmiast przygasł. – Biednego Aloszę zobaczę... – zgnębionym głosem zakończył Mitrofaniusz. – Nie – przeciął kategorycznie Berdyczowski. – Ładna to będzie tajność, jeśli do Araratu przyjadę z biskupem. Dopiero narobimy rwetesu! Nie dość, że biskup przyjechał spotkać się z Czarnym Mnichem, to jeszcze podprokuratora gubernialnego ze sobą zabrał. Śmiechu warte! Nie, już lepiej, ojcze, pobłogosław mnie samego na tę drogę. Przewielebny był dziś wyraźnie nie w sosie, osłabł na duszy, zmiękł. Na jego rzęsach znów coś podejrzanie błysnęło. Wstał, pocałował urzędnika w czoło. – Tyś dla mnie prawdziwe złoto, Matiusza. I głowę masz złotą. A najbardziej cenię to, że jesteś gotów na taką ofiarę. Myślisz, że nie rozumiem? Przecież twoja Maria lada dzień urodzi. Jedź, rozwikłaj tajemnicę. Sam widzisz, że to tajemnica straszna, ale taka, że zwykłymi sposobami jej się nie odgadnie. Na Chrystusa Pana Naszego błagam: strzeż siebie, swojego życia i rozumu. Matwiej Bencjonowicz, żeby nie zdradzać wzruszenia, odpowiedział z brawurą: – Nic, władyko. Bóg da – zrobię, co trzeba, i na Maszy poród zdążę. Nie darmo lud mówi: Żyd zręczny, po sznurku biega, wszędzie zdąży. Kiedy jednak jechał bryczką do domu, brawura z niego opadła, na sercu zrobiło mu się http://www.oczyszczanie-organizmu.net.pl/media/ do wyprawy rzeczy, czekała ją nieprzyjemność. Środki ostrożności, które przedsięwzięła w celu ustrzeżenia niebezpiecznego Lagrange’owego dziedzictwa przed ciekawością służby, nie pomogły. Już w westybulu Lisicyna zauważyła, że dyżurna recepcjonistka patrzy na nią jakoś dziwnie – ni to podejrzliwie, ni to ze strachem. A kiedy zajrzała do sakwojażu, okazało się, że w nim grzebano: przestrzelona rękawiczka leżała nie tak jak przedtem, a rewolwer też był zawinięty w pantalonki nieco inaczej. Nic – powiedziała sobie Polina Andriejewna. Jeden kłopot mniej, jeden więcej... Jeśli nocna wyprawa ujdzie jej bezkarnie, to i z bronią jakoś się ułoży. Władyka załatwi. A można postąpić jeszcze prościej. Kiedy będzie się przebierać, wyciągnie rewolwer z sakwojażu i schowa w pawilonie, a jeśli przyjdą monasterscy „strażnicy spokoju”, to powie, że głuptasce pokojówce coś się pomyliło. Boże mój, jaka broń? U pątniczki? I w ogóle – tak czy inaczej, sakwojaż trzeba zabrać ze sobą.

tę sprawę przed rokiem w ramach programu zamykania dochodzeń, które utknęły w martwym punkcie. Niestety, nie znalazł wtedy żadnych dodatkowych poszlak. Teraz nowe morderstwo mogło naprowadzić na ślad zbrodniarza. Zastępca dyrektora FBI osobiście przekazał Quincy’emu wiadomość, ale polecił mu zostać w domu. – Są chwile, kiedy trzeba pomieszkać z rodziną – oświadczył wielkodusznie. – To Sprawdź – A co z Becky? – naciskała bezlitośnie Rainie. – Dziewczynka czuje się bezpieczna tylko w zamkniętych, małych pomieszczeniach. Dręczą ją koszmary. Luke twierdzi, że jest blada jak ściana. Długo jeszcze chcecie to ciągnąć? – Lekarz mówi, że potrzeba czasu... – Możemy sprawić, żeby otrząsnęła się z szoku wcześniej, a nie później. – Nie dostaniecie Becky! Cholera, Rainie, tylko ona mi została! Rainie zacisnęła wargi w cienką linię. Popatrzyła na Sandy z dezaprobatą. Sandy odwzajemniła się wrogim spojrzeniem. Ta kobieta nie rozumiała jej prośby. Nie była przecież matką. – Możemy udowodnić, że Danny nie zastrzelił panny Avalon – powiedziała raptownie Rainie. – Tor pocisku wskazuje, iż zrobił to ktoś inny, nie Danny. – Och, dzięki Bogu. – Sandy opadła na oparcie metalowego krzesła. Po raz pierwszy od trzech dni poczuła coś na kształt ulgi. – Więc był tam ten człowiek w czerni. To on strzelał, a