Rainie, nie wiem, co robić.

czekać. Skierowała się do Wirginii z nadzieją, że będzie miała szczęście. Przez półtorej godziny przeklinała i złorzeczyła. Wreszcie spotkała szeryfa Vince'a Amity'ego, który właśnie wychodził z posterunku. - Pan Amity? - zawołała, kiedy policjant dyżurny machnął w jego stronę i wrócił do lektury najnowszego wydania „Biuletynu FBI". Szeryf zwolnił, kiedy skojarzył, że macha do niego ładna kobieta, i przystanął, bardziej zainteresowany. Rainie skorzystała z okazji i uśmiechnęła się od niego najbardziej uroczo, jak tylko umiała. Nie miała w tym wprawy, ale uśmiech musiał być, wystarczająco dobry, ponieważ szeryf Amity podszedł do niej. Miał metr 40 dziewięćdziesiąt pięć. Był dużym facetem o szerokich barach, silnym karku i szczęce, która spodobałaby się tylko prowadzącemu talk-show Jayowi Leno. Rainie podejrzewała, że miał szwedzkich przodków i że często grał w futbol. - W czym mogę pani pomóc? - Duży facet mówił z południowym akcentem. Rety, jak jej się to podobało. Ale zanim zrobiło się miło i przyjemnie, Rainie pokazała swoją licencję. Amity'emu mina zrzedła. Kolejny romans zduszony w zarodku. - Mam parę pytań dotyczących wypadku drogowego - zaczęła. - Zajmował http://www.oczyszczalnie-sciekow.net.pl - We śnie identyfikujesz się z czymś. Prawdopodobnie z tym małym słoniem. - Mały słoń ginie. - Ale walczy o życie. - Nikt mu nie pomaga. Pragnie przyłączyć się do stada, chociaż samemu byłoby mu lepiej. - Idzie za instynktem. A każdy zgodnie z instynktem chce gdzieś przynależeć. W kategoriach ewolucjonizmu jesteśmy silniejsi, kiedy jesteśmy razem. - Ale nie w moim śnie. Moje słoniątko przypłaciło życiem pragnienie przynależności. - Nie, Rainie. To właśnie utrzymuje je przy życiu. Po co przemierza pustynię? Dlaczego za każdym razem jednak się podnosi? Nie walczy tylko o to, żeby żyć. Ono jest zwierzęciem stadnym i walczy o to, żeby żyć wśród

rozrywać malucha na strzępy. Rainie obudziła się. W jej uszach pobrzmiewały jeszcze krzyki słoniąt¬ ka. Twarz miała całą we łzach. Niepewnie wstała z łóżka. Poszła do kuchni. Tam nalała sobie wody do szklanki i wypiła kilka dużych łyków. W mieszkaniu panowała cisza. Trzecia nad ranem, cisza, ciemność, pustka. Sprawdź Danny jest tylko zdezorientowany i wstrząśnięty tym, co zobaczył. Nie możecie teraz oddalić zarzutów? – Pani O’Grady – wtrącił się spokojnie Quincy. – Są pewne rzeczy, o których musi się pani dowiedzieć. Przypuszczam, że też nie dają pani spokoju, inaczej nie doszłoby do naszej dzisiejszej rozmowy. – Nie wiadomo, czy Danny nie zabił Sally i Alice – dorzuciła bez ogródek Rainie. – Ale ten mężczyzna, człowiek w czerni... – Technicy orzekli, że pociski, od których zginęły dziewczynki, pochodzą z rewolweru kaliber 38. Wiemy, że Danny przyniósł go do szkoły. Mamy też odciski chłopca na innych łuskach z trzydziestki ósemki, znalezionych na miejscu przestępstwa. – To tylko znaczy, że naładował broń – odparła Sandy. – Shep mi wszystko wyjaśnił. Odciski niczego nie dowodzą. – Odciski Danny’ego są na ponad pięćdziesięciu łuskach. A to znaczy, że ładował broń w