– Wyczuwają twój strach – włączył się do rozmowy Bentz. – Dopóki będziesz się ich bała, nie zdołasz się zbliżyć. – Nie ma sprawy – mruknęła. – Chętnie zachowam dystans. Jeszcze nie otworzyli drzwi, a rzeczony zły pies zaczął wyć i warczeć za ogrodzeniem. Był to potężny zwierzak o czarno-brązowej sierści, paszczy wielkiej jak stan Arkansas i ostrych kłach. Skundlony rottweiler, ocenił Hayes. – O tak, rozkoszna psinka. – Martinez znieruchomiała z ręką na klamce. – Nazwijmy go Puszek. Kątem oka Hayes zobaczył, że Bentz także chce wyjść z wozu. – Ani się waż – syknął. Nie dopuści, żeby Bentz wszystko zepsuł. Udział Bentza w sprawie ogranicza się do roli obserwatora i doradcy, koniec kropka. Choć nie zgadzał się z Bledsoe i Rankin, którzy uważali, że Bentz jest w jakiś” sposób powiązany z zabójstwami, nie pozwoli mu, by prowadził dochodzenie LAPD. Już tu nic pracuje, a jego zaangażowanie mogłoby skomplikować sprawę. Nie powinien go tu w ogóle przywozić, ale musiał mu przyznać, że na razie, tylko Bentz posuwał się w tej sprawie do przodu. Hayes rozejrzał się dokoła. Pies narobił tyle hałasu, że obudziłby umarłego. Z domu rozległo się wołanie; – Cicho, Rufus! Rufus nie zwrócił na to uwagi. Szczekał coraz głośniej, biegał w kółko, ślinił się i http://www.neutrogena-plus.info.pl/media/ – Świetnie. – Usiłowała przepchać dzbanek między prętami, ale nie było to możliwe, nawet gdy ściskała go, by stał się węższy. Zamachnęła się, wyciągała ręce, usiłując dosięgnąć kamery. Nie. – Cholera. Zdeterminowana po raz kolejny rozejrzała się wokół i jej wzrok zatrzymał się na albumie. Oprawiony w sztuczną skórę, pełen zdjęć, wycinków z gazet, foliowych przekładek. Był zbyt gruby, by go przeciągnęła między prętami. Co nie znaczy, że nie może go podrzeć i jakoś wykorzystać poszczególnych stron. Z sercem na ramieniu wyciągnęła rękę po album. Musnęła go palcami. Przywarła barkami do krat. Zacisnęła zęby, zmusiła się od większego wysiłku i położyła na nim opuszki palców. Nacisnęła, ale spocony palec się ześlizgnął. Znów przeszył ją kolejny ból. Skrzywiła się. – Cholera. Uparcie ponawiała próby, wyciągała rękę, dotykała albumu, przyciągała go do siebie.
– Chyba nie spodziewałeś się, że coś będzie. – No nie, ale myślałem, że może los się do nas uśmiechnie. Że może facet coś spartaczył. – Wątpię. Nie ma jeszcze wyników DNA, ale idę o zakład, że nie polizał koperty. Każdy wie, że tego się nie robi, wystarczy obejrzeć CSI, czy co tam chcesz. – Miałem nadzieję – przyznał Bentz. Zobaczył znak zjazdu. – Mamy wyniki badań rodzaju tuszu z aktu, ale pewnie niewiele ci to pomoże. Sprawdź i to nawet wtedy, gdy była wściekła. – Czym mogę służyć? – zapytała bez śladu uśmiechu. – Detektyw Hayes, moja partnerka detektyw Martinez z LAPD. – Pokazali odznaki. – Pani Yolanda Salazar? Chwila wahania i twierdzący ruch głową. – O co chodzi? – Chcielibyśmy zadać pani kilka pytań. – Na jaki temat? – W tej chwili gniew zniknął, przerodził się w strach. – O Boże. Fernando? Chodzi o mojego brata? Nie mówicie, że coś mu się stało. Albo że ma jakieś kłopoty. – Przeżegnała się odruchowo. – Nie, nie, to nic takiego – uspokoił ją Hayes. – Chodzi nam o pani samochód, chewoleta z 1999 roku, srebrny impala, zarejestrowany na nazwisko Ramona Salazar. – Coś nie tak? – Z głębi domu wynurzył się mężczyzna, dwukrotnie od niej większy,