szkole. Mieli wyjechac na cały weekend wiec załatwiłam, ¿eby

Trzech sługusów z sobą woził. Frontowe drzwi otworzyły się bez trudu i powitał ją zapach płynu do mebli, potpourii i cynamonu. Włoski marmur, widoczny przy brzegach kosztownych kilimów, lśnił w słońcu, które sączyło się przez wysokie, nienagannie czyste okna. - Hola! Ktoś tam jest? - zabrzmiał znajomy głos z wyraźnym hiszpańskim akcentem i dały się słyszeć ciche kroki, a kiedy Shelby skręciła w stronę kuchni, omal nie wpadła na Lydię, gosposię ojca. Ciemne oczy ją rozpoznały, na twarzy pojawił się uśmiech radości. - Seńorita Shelby! - Lydia uśmiechała się od ucha do ucha. Jej niegdyś czarne włosy, starannie splecione i zwinięte w kok nisko na szyi, były teraz poprzetykane siwizną. Nieliczne, niesforne kosmyki okalały twarz, którą Shelby pamiętała z młodości. Z biegiem lat talia Lydii trochę się zaokrągliła, ale na twarzy nie było zmarszczek, a skóra o miedzianej karnacji z meksykańskimi akcentami i typowymi dla Indian wystającymi kośćmi policzkowymi wydawała się równie gładka jak kiedyś. - Dios! - Lydia uścisnęła tę, którą pomagała wychowywać. - Dlaczego nikogo nie zawiadomiłaś, że przyjeżdżasz do domu? - Zdecydowałam o tym nagle. - Objęła Lydię i do oczu napłynęły jej niechciane łzy. Czarna sukienka, biały kołnierzyk, biały fartuch i proste sandały... strój Lydii przez wszystkie te lata, kiedy Shelby tu nie było, w ogóle się nie zmienił. I wciąż pachniała wanilią, talkiem i papierosowym dymem. - Jak... jak to dobrze cię zobaczyć. - I ciebie też, nińa. - Lydia cmoknęła językiem. - Gdybym wiedziała, że przyjeżdżasz, ugotowałabym wszystkie twoje ulubione potrawy: szynkę i słodkie ziemniaki, a na deser ciasto z orzechami pękań. Jeszcze dzisiaj je zrobię. Wciąż je uwielbiasz? http://www.motopati.pl - O czym? - ciskał. - Och, do diabła. No dobrze, bałam się ciebie. Mojego taty. Tego, co powiedzą ludzie. - Dlaczego? - Bo byłam młoda. - I? Przez chwilę patrzyła w inną stronę; zauważył kropelki potu na jej czole. - No dobrze, bałam się ciebie, bo... - jej wzrok znowu spoczął na nim - ...bo kochałam cię, Nevada - wyznała. Między jej brwiami pojawiły się małe zmarszczki i nagle Nevada zaczął żałować, że tak nalegał. Nie chciał słuchać skrywanego przez dziesięć lat wyznania. - Właśnie tak. To było głupie. Idiotyczne. Dziecinne. Ale kochałam cię. Masz czego chciałeś i... och Boże, jak ja cię kochałam. Żadna zdrowa na umyśle kobieta nie powinna tak kochać mężczyzny, ale... kurczę, nigdy nie mogłam na ciebie liczyć, prawda? Nigdy nie wiedziałam, na czym stoję w naszym związku, a potem... potem zaszłam w ciążę i... i... - Umilkła i przygryzła wargę, wciąż się ze sobą zmagając. Potarła ramiona, jakby zrobiło jej się zimno, chociaż nadal było bardzo gorąco. - Potem - wyszeptała,

pewnie miała na uwadze jego pieniadze. 255 - Kto jeszcze zna postanowienia testamentu Conrada? - Pewnie wszyscy. Kiedy w gre wchodza takie pieniadze, spadkobiercy staja na głowie, ¿eby sie dowiedziec, czy przypadkiem nie zostali pominieci - rozesmiał sie Walt, a Sprawdź - Na ranczu? - Nie wiem. - Ale ja wiem - pomógł jej wstac. - Chodzmy. Kylie chciała zapytac: „A co z nami?”, jednak tego nie zrobiła. To koniec. Poznała to po jego oczach. Przeszła przez pokój i otworzyła drzwi. Za drzwiami czekał na nia wysoki, ciemnowłosy me¿czyzna, w okularach przeciwsłonecznych, z mała spiczasta bródka i rewolwerem wymierzonym prosto w jej serce. Kylie staneła jak wryta. - Kim pan... - Marla - powiedział, tym samym strasznym głosem, który słyszała ju¿ w szpitalu, a potem w domu Aleksa.