– Przyjechałem pomóc...

jeden wiedział, gdzie się podziewał Sanders. Może porządkował puszki z zupami w sklepie spożywczym albo zaopatrywał się w nowe szczelne pojemniki do przechowywania żywności firmy Tupperware. Quincy zgłębiał zagadkę nieznajomego o pseudonimie No Lava. Albo zajął się już Shepem. Jeśli coś odkrył, ona prawdopodobnie dowie się ostatnia. Na myśl o tym Rainie czuła jednocześnie irytację i wdzięczność. Została sama z szumem starego komputera i myślami, które wciąż kłębiły jej się w głowie. Charlie wyprowadził ją dzisiaj z równowagi. Nie tylko swoimi oskarżeniami. Rainie wiedziała, co ludzie o niej mówią. Już dawno pogodziła się z tym, że pikantne plotki zawsze będą bardziej przekonujące niż suche fakty. Nie ruszało jej to. Przeraziły ją natomiast uwagi na temat Danny‘ego. Dopiero, kiedy zwierzył mi się, że chce poćwiartować tatuśka na dwadzieścia kawałków, a potem przepuścić je przez mieszarkę. Rainie nie mogła zapomnieć tych słów. Tyle agresji. Tyle złości. Wiedziała, że to możliwe. Ile razy ona sama w nocy... skulona w szafie, posiniaczona i rozdygotana, czując wciąż na rozciętej wardze smak krwi, pragnęła, żeby to się wreszcie skończyło. Żałowała, że nie jest na tyle silna, by położyć kres męce. Fantazjowała. Że się zbuntuje i matka przestraszy się jej. Że chociaż raz się odpłaci, może uderzy matkę mocno w twarz, a wtedy ona pokaja się i zaleje łzami. Nie wiedziałam, że to tak boli. Przysięgam, nawet nie przyszło mi do głowy. Teraz już wiem i nigdy więcej tego nie http://www.medycyna-i-zdrowie.com.pl/media/ Poprzednia aluzja literacka była trafniejsza, kiedy to na dzień mego patrona podarowałeś mi, Ojcze, utwór hrabiego Tołstoja Wojna i pokój. Do Bałkańskiego bardziej jestem podobny – oczywiście nie w sensie wielkopańskości, tylko ze względu na zainteresowanie bonapartyzmem. Mnie właśnie dwudziesty czwarty rok mija, a Tulonu jakoś nie widać, nawet w dalekiej perspektywie twierdza ta się nie rysuje. Tyle że w książątku taka niepohamowana ambicja rozwinęła się z sytości i zblazowania, przecież wszystkie, jakie tylko można sobie wyobrazić, dary Fortuny – wysoka pozycja, bogactwo, uroda – dostały mu się najzwyczajniej w świecie, prawem urodzenia, tak że czego innego mógł jeszcze pragnąć, jeśli nie tego, by zostać bożyszczem całego ludu. Ja zaś, przeciwnie, wywodzę się ze stanu wpół głodnego i zawistnego, co – nawiasem mówiąc – łączy mnie z Napoleonem o wiele bardziej niż Tołstojowskiego arystokratę i zwiększa moje szanse na koronę cesarską. Żarty żartami, ale sytemu trudniej wtłoczyć się między Bonapartów niż

Maria. – Piotrek malinowa głowa – odparł Lampe. – Nieprzyjemny. Marysia niepotrzebnie. Lepiej starą panną. A Tolek Becquerel rozumny, niebieski. Ja przecież ciągle o nich: Marysia i Tolek. Tu nieuki! I Korowin! To ci wyspa! Na przystań chodziłem. W spektroskop patrzyłem. Może ktoś mądry. Pomoże. Objaśnić im. Ja nijak. Dobrze teraz pan. Zrozumiał, tak? Patrzył na archijereja z lękiem i nadzieją. Sprawdź Rainie znowu zerknęła na zegarek. – Pośpiesz się, Chuckie. Cindy chyba nie ma na dzisiaj żadnych planów, związanych z twoją osobą. Krótkofalówka przy jej pasku, trzeszcząc, przypomniała o swoim istnieniu. Nareszcie, pomyślała ze szczerą ulgą Rainie, coś się dzieje. – Jeden pięć, jeden pięć. Wzywam jeden pięć. Sięgnęła po aparat, jednocześnie wstając od stolika. – Tu jeden pięć, słucham. – Coś się dzieje w szkole podstawowej K-8. Chwileczkę... zaczekaj. Rainie zmarszczyła brwi. Słyszała w tle jakieś dziwne dźwięki, jakby dyspozytorka miała włączone radio albo trzymała blisko mikrofonu słuchawkę telefoniczną. Rozległy się trzaski i krzyki. Potem cztery wyraźne puknięcia. Strzały z broni palnej. Co się tam, u diabła, wyprawia?