na nie w osłupieniu. Kamienie były naprawdę wielkie, kilkukaratowe.

Bezwarunkowa miłość, powiedziała Laura. I wybaczenie? Pogłaskał ją po plecach, ukołysał. Marzył o tym, by nigdy nie wypuszczać z objęć swojego skarbu. Jej ramiona rozluźniły się w końcu. Zasypiała. Przesunął kotka i położył córkę. Przykrył je. Obie uroczo ziewnęły. Richard podniósł się z łóżka. -Nie odchodź jeszcze, tatusiu. Uśmiechnął się czule i wyszeptał: -Nie idę, myszko. Jestem tutaj. Usiadł w bujanym fotelu i wziął do ręki książkę z bajkami. Kelly otworzyła na chwilę oczy. Jej ojciec zaczął czytać: - Dawno, dawno temu, w odległej krainie, żyła sobie ślicz na, mała dziewczynka... Za wzgórzem, za kamiennym murem okalającym dom, Laura stała na plaży, z palcami stóp zagrzebanymi w piasku, z rękami w kieszeniach dżinsów. Światło księżyca lśniło na powierzchni wody. W jej włosach igrał wiatr. Przeszedł jej dreszcz po piecach. Coraz więcej deszczu i burz. Chyba trzeba oglądać wiadomości i sprawdzać, czy nie zbliża się huragan. Spojrzała w stronę domu. Zobaczyła, że wymyka się z niego jakaś postać http://www.meble-drewniane.edu.pl/media/ Kate i natychmiast przytuliła ją do piersi. – Nie umieraj, Julianno – szepnęła, czując gorące łzy na policzkach. – Proszę, wytrzymaj. Kolejny spazm szarpnął ciałem Julianny. Dziewczyna otwierała usta, próbując złapać powietrze, ale bez powodzenia. Zamknęła oczy, a Kate ścisnęła ją jeszcze mocniej, czując uchodzące życie. – Nie, do cholery! Otwórz oczy! Nie wolno ci umierać! Nie pozwolę. Otwórz oczy! Julianna usłuchała tego polecenia, ale jej oczy stały się szklane, jakby śmierć była tuż obok. Kate widziała jej walkę. Dziewczyna próbowała wyrwać się ciemności. Chwyciła jej koszulę i raz jeszcze otworzyła usta. Kate nadstawiła ucha. – Ra... tujcie mo... ją... Ra... tujcie Em...

– Freyo, nie dałam ci czekoladek. – Nie jadam słodyczy. – Nigdy? – spytała z niedowierzaniem Lily. – No, może czasami. – Mam galaretki, czekoladki i kilka miętówek. – Lubię miętówki – przyznała dziewczynka. Sprawdź Chaney &Ryan. Kolejni pracownicy wychodzili z budynku. To byli urzędnicy kończący pracę o piątej. Richard nigdy nie wychodził o tej porze, podobnie jak pozostali szefowie. Zwykle opuszczali pracę albo dużo wcześniej, albo później. Taki był przywilej szefów, oznaka ich statusu. Julianna szybko opanowała obowiązującą w kancelarii hierarchię. Nie było to trudne. Większość ludzi nie zdawała sobie sprawy z tego, jak wiele przekazują samym swym zachowaniem. Wystarczyło patrzeć, żeby dowiedzieć się, na jakim są etapie życia, gdzie się plasują w strukturze firmy, czy są lubiani, czy też wręcz przeciwnie. Szefowie chodzili pewnym siebie krokiem, który zaświadczał, kim naprawdę są. Nosili nienagannie skrojone garnitury i złote zegarki. Zauważyła też, że wychodzili albo w towarzystwie innych szefów, albo z