postanowiła jednak skorzystac z faktu, ¿e jest ciagle sama, i

musiał wiedzieć o jeździe karetką - ojciec to przed nią zataił - ani o tym, że od doktora Pritcharta cuchnęło alkoholem, nie musiał znać prostej prawdy, że przez dziesięć lat miała ogromne poczucie winy z powodu śmierci swojego dziecka. - Kiedy się przebudziłam, wszyscy mówili mi, że dziecko nie żyje i że mój ojciec, który pozostawał moim opiekunem prawnym, ponieważ byłam nieletnia, zarządził sekcję zwłok i kremację. - I nie podawałaś tego w wątpliwość? - Miałam siedemnaście lat. - Obróciła się i przygwoździła Nevadę wściekłym spojrzeniem. - Nie pomyślałam, że mógłby kłamać. - To był twój pierwszy błąd. - Nie pierwszy. - Z każdego jej słowa bił chłód; zauważyła, jak napinają się mięśnie w dolnej części szyi Nevady. - Zrobiłam ich wtedy całkiem sporo. - To akurat dotyczy nas wszystkich, prawda? Poczuła ból w sercu, ale nie pokazała tego po sobie. Przyjechała wyznać mu prawdę, a kiedy to już się stało, niewiele pozostawało do powiedzenia. Oglądał błyszczące zdjęcie w taki sposób, jakby szukał potwierdzenia, że dziecko jest jego. - Rozmawiałaś z sędzią? - Jasne. - I? - Wszystkiego się wypiera. 19 http://www.logopedawarszawa.info.pl/media/ my wszyscy strasznie sie za toba stesknilismy. - Miał niski, głeboki głos, pachniał dymem papierosowym i jakas pi¿mowa woda po goleniu. Zło¿ył na policzku Marli serdeczny pocałunek. Na Marli nie zrobiło to ¿adnego wra¿enia. O Bo¿e, przecie¿ nie mo¿e byc a¿ tak płytka. Tak nieczuła. Piekace łzy napłyneły jej do oczu, zamazujac wszystko wokół. Uniosła sie troche i przytuliła do niego, rozpaczliwie szukajac w sobie choc cienia czułosci, miłosci czy poczucia przynale¿nosci. Mogła miec tylko nadzieje, ¿e wkrótce uczucia te wróca wraz z reszta jej wspomnien. To wymaga czasu, powtarzała sobie, ale była coraz bardziej sfrustrowana. Marla zdała sobie sprawe, ¿e cierpliwosc nie le¿y w jej naturze. Była zadowolona, ¿e udało jej sie dowiedziec czegos o swojej

Z holu dobiegło głosne trzasniecie frontowych drzwi. Kilka sekund pózniej rozległy sie głosne kroki i na schodach pojawiła sie Cissy w wysokich butach, d¿insach i sportowej bluzie. Miała potargane włosy i zarumienione policzki. Nie weszła do salonu, tylko od razu ruszyła na góre. - Własnie na to czekałam - powiedziała Marla, podajac Sprawdź jego głowie i wciagajac w nozdrza słodki zapach niemowlecia. James sapnał i westchnał przeciagle. Gdy poczuła na szyi 216 oddech dziecka, nowe łzy napłyneły jej do oczu. Bo¿e, ona tak kocha to malenstwo. - Wszystko bedzie dobrze - powiedziała, kołyszac Jamesa w ramionach - wszystko bedzie dobrze. Mama jest z toba. I... nie pozwoli, ¿eby cos ci sie stało, nigdy. - Ciekawe, jak zamierza tego dokonac? - Zrobie dla ciebie wszystko, chocby nie wiem ile mnie to kosztowało. - Przełkneła łzy i postanowiła, ¿e nie da sie zastraszyc. Nikt jej nie pomo¿e, zreszta nie wie, komu mogłaby zaufac. Bedzie musiała sama zwalczyc swoje leki. Jeszcze przez chwile stała w mrocznym