11 februera 1840, fragment instrukcji Ministerstwa Spraw Wewnętrznych dla prefektury paryskiej „…z Podhoreckim postępować ostrożnie, bacząc na jego chwilową popularność i możliwość wystąpień w jego obronie. Zaleca się jednak bezwzględnie inwigilację, zwłaszcza pod kątem jego kontaktów z nielegalnymi stowarzyszeniami, zarówno polskimi jak i francuskimi, oraz zbieranie materiałów mogących skompromitować go w oczach opinii publicznej”. 55/86 16 mai 1845, list wdowy Ramudy do prefektury policji „Jako przykładna obywatelka, kobieta o nieposzlakowanej opinii i wdowa borykająca się nie dość, że z synem gamoniem, to jeszcze tuzinem lokatorów kamienicy odziedziczonej po mężu przy rue Mouffetard http://www.logopedawarszawa.com.pl pięćdziesięciu, a może stu krokach potknął się, upadł twarzą do ziemi, a do tego jeszcze kilkakrotnie się przeturlał. Z ciemności doszedł go szybko oddalający się śmiech. – Wyspa, co za wyspa! – bezmyślnie powtarzał śledczy, siedząc na drodze i masując stłuczony łokieć. Kostki palców też miał rozbite do krwi, ale batystowej chusteczki z ręki nie wypuścił. * * * Po niewyobrażalnej, do niczego niepodobnej przygodzie wysłannik władyki był wyraźnie nieswój. Tylko tym można objaśnić okoliczność, że całkiem stracił rachubę czasu i nie pamiętał, jak dotarł do hotelu. A kiedy wreszcie ocknął się ze wstrząsu, stwierdził, że siedzi u siebie w pokoju na łóżku i tępo patrzy w okno, na wiszącą na niebie ćwiartkę pomarańczy – młody księżyc. Machinalnym ruchem wyjął z kieszonki kamizelki zegarek. Była minuta po dziesiątej, z
– Lisicyna – cicho odpowiedziała Polina Andriejewna. Bohater tęczówki miał czarne, szerokie, otoczone jasno-błękitnymi kółkami z lazurowym odcieniem. – Wdowa – sama nie wiedząc dlaczego, dodała onieśmielona tym spojrzeniem kobieta. – Wdowa? – powoli upewnił się dziwny pan i uśmiechnął się w jakiś szczególny sposób: jakby Polina Andriejewna leżała przed nim na półmisku, ugarnirowana pietruszką i selerem. Pani Lisicyna mimo woli zmieszała się i powiedziała szybko: Sprawdź 7 Klęcznik (fr.). wypychał: niby idź sobie, idź już. Idąc powoli przez pokoje, Pelagia szeptała słowa modlitwy pokutnej: – „Zmiłuj się nade mną, Boże, wedle wielkiego miłosierdzia Twego, a wedle mnóstwa litości Twojej zgładź nieprawości moje, albowiem znam ja nieprawość moją, a grzech mój zawsze przed sobą widzę...” Sens modlitwy wyjaśnił się bardzo szybko. Z pokoju z obrazami czernica nie skręciła do poczekalni, tylko szmyrgnęła do pustego, tonącego w półmroku gabinetu archijereja. Bez żadnego skrępowania otworzyła kluczykiem szufladę biurka, wyciągnęła szkatułkę z brązu, w której Mitrofaniusz trzymał osobiste oszczędności, na ogół wydawane na książki, na szaty archijerejskie albo na pomoc biednym, i najspokojniej w świecie wsunęła sobie całą paczkę biletów bankowych za pazuchę, nie zostawiając ani rubla. Przez dziedziniec, zastawiony powozami osób przybyłych okazać współczucie, Pelagia