- Na pewno pomyłka - powiedziała Cissy znudzonym

- Có¿, ty rzeczywiscie machnałes reka na pieniadze kilka lat temu, ale wiekszosc ludzi nie zrobiłaby tego. Prawda jest taka, ¿e ludzie zrobia wszystko dla takich pieniedzy, o jakich rozmawiamy. Beda kłamac, krasc, oszukiwac. Nawet zabijac. Nick musiał przyznac, ¿e lista zmarłych i umierajacych jest w tym przypadku dosc długa: Pam Delacroix, Charles Biggs, dzis niewiele brakowało, a Marla po¿egnałaby sie z ¿yciem. Tak jak w tym nieszczesnym wypadku. - Nie rozpracowałem jeszcze, co sie tam dzieje - ciagnał Walt, wydmuchujac dym - ale nie jest dobrze, a mo¿e byc jeszcze gorzej. Lepiej na siebie uwa¿aj. - Zawsze na siebie uwa¿am. - To dobrze. Nickowi to wszystko coraz mniej sie podobało. Marla jest w powa¿nym niebezpieczenstwie. Czuł to. - Słuchaj, Walt, wiem, ¿e to mo¿e byc problem, ale czy nie mógłbys przyjechac tu na pare dni i połazic troche? Wynajmuje pokój w hotelu, mógłbym ci go odstapic. Przeprowadzam sie do domu. - Musze skonczyc tu jeszcze kilka rzeczy, ale mógłbym http://www.juiceflow.pl/media/ Nie teraz, kiedy przepasc miedzy nimi z ka¿da chwila stawała sie głebsza. Usiadła na brzegu łó¿ka i odsuneła włosy z twarzy Cissy. Dziewczyna odwróciła głowe i patrzyła w ciemne okno. Wzruszyła ramionami, w milczeniu dajac matce do zrozumienia, ¿e nie chce miec z nia nic wspólnego. Marla 227 jednak nie dawała za wygrana. Czuła obecnosc Nicka za drzwiami. - Wiem, ¿e to trudne. Dla ciebie. Dla mnie. Dla taty... ale staram sie, kochanie, naprawde bardzo sie staram i wkrótce wszystko sie uło¿y. Przypominam sobie ró¿ne rzeczy. Dzisiaj przypomniały mi sie narodziny Jamesa. Cissy znieruchomiała.

zahaczyła kciukiem o poły szlafroka i zorientowała się, że lekko odsłoniła piersi. Chryste, co za absurd: siedzi sobie półnaga, je śniadanie z dawnym kochankiem i rozmawia o dziecku, które do niedawna uważała za zmarłe. Zakryła się szczelniej szlafrokiem. - Pora naprawić to, co się stało... a poza tym chcę przynajmniej się z nią zobaczyć. - Mówiła teraz nieco ciszej, pod wpływem emocji. - Spojrzeć jej w oczy. - Przytulić ją? - zapytał, przyprawiając ją o drżenie. O Boże, tak. Chcę przytulić swoje dziecko. Przytulić je i nigdy nie wypuścić z objęć. Sprawdź jakas religie, czy cos w tym rodzaju. Nick parsknał smiechem. - Cherise i jej ma¿ beda uszczesliwieni, mogac cie nawrócic. - Bede o tym pamietac. Nick wsadził reke do kieszeni, wyciagnał wizytówke i podszedł do Marli. ¯wir zachrzescił pod jego butami. - Mo¿esz sama do niej zadzwonic. Chyba nie potrzebujecie posredników - powiedział, wreczajac jej wizytówke. - Ich oczy znów sie spotkały i Marla wiedziała, ¿e gdyby sytuacja była inna, gdyby to był własciwy moment, wyciagnełaby do niego rece i w milczeniu podałaby mu usta. Mijały sekundy. Marla słyszała tylko cichy szum ulicy,