O’GRADY: Jestem, bystry. Jestem bystry, jestem bystry, jestem bystry!

– Spotkamy się rano? Mamy mnóstwo roboty. No ale przecież tak naprawdę nie należysz do zespołu dochodzeniowego. Jeden telefon i już cię nie ma, oboje o tym wiemy. – Rainie... – Przestań, do cholery! Czemu, kurwa nie możesz przestać? – Bo ja to ja! Bo nie jestem głupi i, Bóg mi świadkiem, zależy mi na tobie! I ja też nie jestem ci obojętny, inaczej nie przychodziłabyś do mojego pokoju co wieczór, szukając rozmowy. No więc proszę. Pogadajmy, Rainie. Chcesz mówić. A ja chcę słuchać. Dalej. Miejmy to już za sobą! – Nie wierzę w te wszystkie brednie. – A ja nie wierzę, że zapomniałaś nazwisko faceta, który ponoć zabił twoją matkę. Wypowiedział te słowa z brutalną siłą. Rainie zamarła. Przez chwilę myślała, że się przesłyszała. Niemożliwe. Nikt... Jak on... Serce dudniło jej w piersi. Ale to przecież Quincy. Dlatego odgadł. W końcu był najlepszym z najlepszych w FBI, a ona przychodziła do niego co wieczór, po trochu odkrywając prawdę. – Nie wiesz, o czym mówisz – zaoponowała słabym głosem. Quincy patrzył na nią w milczeniu. – Nie będę tak tu stała i spokojnie tego słuchała – spróbowała jeszcze raz. Zacisnął usta. – Co za brednie! Jadę do domu. – Zrobiła krok w stronę wyjścia. http://www.implanty.info.pl/media/ czerwienią. Nie miała makijażu, co bardzo podobało się Quincy’emu. Jasna skóra, świeża i naturalna. Żadnej bariery między jego ręką, a jej policzkiem, jego wargami a kącikiem jej ust. Tego popołudnia dowiedział się o Lorraine Conner rzeczy, które go zaskoczyły. Zaczynał rozumieć, że jej przeszłość kryje zapewne znacznie więcej, niż wydawałoby się na pierwszy rzut oka. Może nic, a może jednak coś. Wątpił, czy już teraz Rainie wyjawi mu wszystko i zastanawiał się, czym grozi poznanie całej prawdy, gdy będzie za późno dla nich obojga. Powinien uważać. Był bystrym, logicznie myślącym człowiekiem, który lepiej od innych znał ciemne strony ludzkiej natury. Ale tym razem ostrzeżenia rozsądku nie skutkowały. Była tutaj, w jego pokoju hotelowym i Quincy nie potrafił powstrzymać radosnego uśmiechu. – Hej – powiedziała po chwili. – Dobry wieczór, Rainie. – Pracujesz? – Już kończę.

gdy jest się tylko maleńkim pyłkiem w ogromie wszechświata. Pozwoliłaby się Danny’emu wygadać. Wyrzucić z siebie wszystko. Pogawędziliby jak buntownik z buntownikiem. Może ona powiedziałaby mu o sprawach, których nikomu jeszcze nie zwierzyła. Siedzieliby na werandzie wśród drzew, czując na twarzach czyste górskie powietrze. Może uratowałaby Danny’ego O’Grady. Ale nie zrobiła tego. Widziała chłopca ledwie dwa tygodnie przed strzelaniną. Wydawało Sprawdź Później, już nad talerzami parujących małżów i wegetariańskiego ma¬ karonu oraz przy butelce bordo, zadała mu pytanie, które od dawna ją dręczyło. - Czy to boli? - Spojrzała na jego bok. Nie musiała mówić więcej, ż zrozumiał. Tristan po chwili skinął. - Nie tak jak wcześniej. Ale na razie nie mogę robić podskoków z rzucaniem rąk w bok. - Ale czujesz się lepiej? Uśmiechnął się do niej. - Urodziłem się z dwiema złymi nerkami. Pierwsza zawiodła, kiedy miałem osiemnaście lat. Druga zaczęła szwankować w zeszłym roku. Szes¬ naście długich miesięcy dializy. To było przykre. Teraz czuję, że wszystko może być tylko lepiej.