Ten może nic nie znaczyć.

- Oczywiście nie teraz. - Jakaś ledwie słyszalna nuta w jego głosie uzmysłowiła jej, że Federico chyba się denerwuje. - Mam jeszcze żałobę. Mówię to szczerze. Lucrezia była mi bardzo bliska. Ale gdybym miał powtórnie się ożenić, to... to tylko z kobietą taką jak ty. Ujął jej dłoń i delikatnie zacisnął palce. Ten czuły gest miał jednoznaczną wymowę. - Jak człowiek, który ma dwójkę małych dzieci, który żyje w świetle kamer, może prosić kobietę, by zgodziła się z nim czasem być? Pia wpatrywała się w niego w milczeniu, porażona tym, co powiedział, i pasją malującą się w jego oczach. Nie mogła wydobyć z siebie głosu. Federico powoli odciągnął ją od sklepowej wystawy. Szli korytarzem, szukając schronienia przed ciekawskimi spojrzeniami. Książę pociągnął ją do niewielkiego pomieszczenia, zamknął drzwi na zasuwkę. - To biuro naszego lekarza - zniżył głos do szeptu. Wyjął jej z rąk kubek po kawie i przyciągnął ją do siebie. - Muszę mu przypomnieć, żeby je zamykał. - Chyba przyjechał skoro świt, żeby dowiedzieć się o Jennifer http://www.gastromed.com.pl – Tam! Ktoś jest na ganku! – wykrzyknął chłopiec, wskazując na chatę. – Zostań tutaj – powtórzyła Lucy ostrzegawczo i weszła na ganek po dwóch rozchwianych schodkach. Na zardzewiałych hakach wisiał stary hamak, a w nim kołysał się mężczyzna z kapeluszem naciągniętym na oczy. Miał na sobie dżinsy, kowbojskie buty i koszulę z rękawami podwiniętymi do łokci. Wszystkie części garderoby były brudne i znoszone. Zauważyła jeszcze długie nogi, płaski brzuch, mocno umięśnione, opalone ramiona i dłonie pokryte odciskami. Żółty pies wdrapał się na ganek i rozłożył się pod hamakiem. – Sebastian? Mężczyzna zsunął kapelusz z twarzy i utkwił w niej spojrzenie

do Vermontu. Obiegła dokoła starą, jednoizbową szkołę, której drzwi zabite były deskami, i zawróciła. Bolał ją żołądek i obawiała się, że za chwilę zwymiotuje. Wiedziała, że to z napięcia i nienawiści. Po raz pierwszy w życiu czuła tak czystą, niezmąconą nienawiść. Sprawdź - Bardzo bym chciał, żeby pani przypuszczenie okazało się słuszne - rzekł w końcu. - Ale radzę nie łudzić się nadzieją. Może powinna pani pokazać te papiery najpierw mnie. Wolałbym, żeby Sinclair nie pomyślał, że próbuje pani bronić Marleya. - Nie mam powodu go bronić, milordzie. - Oczywiście, że pani ma. Sin wyznał mi, że tamtej nocy zniszczył pani reputację tylko po to, żeby sprowokować Marleya. Wyobrażam sobie jego zaskoczenie, kiedy się przekonał, że mu się nie udało, i sam wpadł we własne sidła. Serce Victorii na chwilę się zatrzymało. - Myli się pan - wykrztusiła.