się skoncentrować, zastanowić się nad ostatnimi dniami ukochanej osoby

– Słyszysz mnie? Nadal milczała, ale kiedy pstryknął palcami, odwróciła głowę w stronę dźwięku. – Wstrząs – zawyrokował sanitariusz. – Prawdopodobnie wywołany urazem. Potrzeba czasu. Rainie kucnęła przy dziecku. Czuła coraz większy niepokój. Becky miała na nosie smugę brudu i pajęczyny we włosach. Była ubrana w zieloną koszulkę, na której Kubuś Puchatek i Prosiaczek tańczyli, trzymając się za łapki, a napis przekonywał, że dobrze jest mieć przyjaciela. Rainie delikatnie potarła jedną z ciemnych smug na policzku Becky. Przytknęła dłoń do bladej twarzyczki. – Słoneczko – odezwała się cicho. – Jak znalazłaś się w schowku? Becky patrzyła na nią bez słowa. – Ukryłaś się? Dziewczynka powoli skinęła głową. – Becky, wiesz, przed kim się schowałaś? Dolna warga małej zaczęła drżeć. – To był ktoś, kogo znasz? Becky spuściła wzrok. – Wszystko w porządku, kochanie. Już będzie dobrze. Jesteś bezpieczna. – Rainie zerknęła na pozamykane klasy. – Nikt cię nie skrzywdzi. Muszę tylko wiedzieć, kto to zrobił. http://www.gabinety-stomatologiczne.edu.pl/media/ - Do mnie, nie tutaj. Tak na wszelki wypadek. - Zgoda. - Taksówkarz otworzył drzwi. Niecierpliwie spoglądał na Quincy'ego. Ale ten wciąż patrzył na Rainie. Teraz już wiedział, co powinien 231 powiedzieć, ale uświadomił sobie, że nie jest w stanie wydusić z siebie ani słowa. Bał się, że to, co powie, może zabrzmieć jak pożegnanie. Jak pożegnanie na zawsze. Rainie chyba rozumiała. Przysunęła się i pocałowała go mocno w usta. - Hej, Quince. Do zobaczenia wkrótce. - Skierowała się do hotelu. P chwili Quincy wsiadł do taksówki. - Na lotnisko - powiedział do kierowcy. A po chwili, już tylko do siebie: Hej, Rainie. Ja też cię kocham. O piętnastej Rainie wreszcie odebrała wiadomość od Carla Mitza. Wy

- A co z tym tajemniczym mężczyzną? - Z którym tajemniczym mężczyzną? - zamrugała Mary. - Na pogrzebie zasugerowałaś Quincy'emu, że Mary się z kimś spotykała. Nowa miłość jej życia. - Nic takiego nie mówiłam. - Nie? Sprawdź W wieku czterdziestu siedmiu lat Elizabeth Ann Quincy nadal była piękną kobietą. Kulturalną, doświadczoną i samotną. W poniedziałkowy wieczór szła South Street w Filadelfii, nie zwracając uwagi na grupki roześmianych ludzi, którzy odwiedzali eleganckie butiki i sex-shopy. Minęła trójkę mocno wytatuowanych nastolatków, potem ustąpiła 29 drogi czarnej limuzynie. Tego dnia wyjątkowym wzięciem cieszyły się konne dorożki, co do zapachu ludzkiego potu i jedzenia smażonego na oleju dodawało odór końskich odchodów. Bethie świadomie nie zwracała uwagi na zapachy, a jednocześnie unikała kontaktu wzrokowego z innymi przechodniami. Chciała wrócić do swojego domu na Society Hill, żeby zaszyć się w nim wśród beżowych ścian i obitych jedwabiem kanap. Kolejny wieczór z telewizją kablową. Byle nie patrzeć