Dlatego podała numer, który Mitz znał od dawna - numer w mieszkaniu

Opowiedz mi o Kimberly. 11 Rezydencja Olsenów, Wirginia Rainie wykonała cztery podejścia, zanim znalazła dom Mary Olsen. Za pierwszym razem nawet nie zauważyła wąskiego wjazdu z ulicy gęsto zarośniętej drzewami. Za drugim razem spostrzegła wjazd, ale poprzez gałęzie nie zauważyła domu. Za trzecim razem wjechała do połowy wjazdu, ujrzała niesamowitą posiadłość i pośpiesznie wycofała się, zanim lokaj spuścił dobermany. Za czwartym razem zaparkowała przy drodze, wysiadła z samochodu i podeszła do skromnej czarnej skrzynki na listy, którą ustawiono na kutym z metalu słupku. Dopiero tutaj przeczytała numer domu. - To jakiś żart? - powiedziała nie wiadomo do kogo, po czym otworzyła teczkę z informacjami zebranymi na temat Mary Olsen i przejrzała je ostatni raz. - Hm... Z kim musi sypiać dwudziestopięcioletnia, bezrobotna kelnerka, żeby mieć taki dom? I czy taki człowiek naprawdę potrzebuje kochanki? Człowiekiem tym okazał się pewien neurochirurg, o czym Rainie dowiedziała się, kiedy podjechała pod sam dom. Doktor Olsen wyjechał już do pracy. Pierwszą rzeczą, którą lokaj - tak, lokaj! - pokazał jej w drodze do foyer, był olejny obraz dziadka doktora Olsena. Zostawił ją przed obrazem, a sam poszedł po panią Olsen. http://www.eurokor.pl/media/ – Nadal brzmi to dla mnie jak psychologiczny bełkot – upierał się Sanders. – Te dzieciaki są mordercami. Koniec, kropka. Najlepiej zamknąć je i wyrzucić klucz. – Bez względu na wiek? – zapytał łagodnie Quincy. Wciąż patrzył na Rainie. Po chwili oboje zmieszani wlepili wzrok w sałatkę. – Pewnie – powiedział Sanders. – Jeśli kogoś stać na taki czyn, powinno go być też stać na poniesienie kary. Quincy wzruszył ramionami. Najwyraźniej miał na ten temat inne zdanie. Nadział na widelec następny kęs i zaskoczył Rainie i Sandersa swoją odpowiedzią. – Może. Bóg jeden wie, że niemało już widziałem. – Zamyślił się na chwilę. – Niektóre dzieci są niebezpieczne – powiedział w końcu z większym przekonaniem. – Niektórym prawdopodobnie nie można pomóc, nie mówiąc już o zrozumieniu ich. Ale nie wszyscy są tacy. A nasz system prawny opiera się na zasadzie, że lepiej puścić wolno setkę winnych niż ukarać jednego niewinnego. Jest więc dla mnie jasne, że powinniśmy próbować rozpoznać

- Po co przyszedłeś? Quincy odczekał chwilę, po czym uśmiechnął się zazdrośnie. - Nadal wiesz, jak od razu przejść do rzeczy. - A ty jak unikać odpowiedzi na pytania. - Przyłapałaś mnie. Uniosła brwi na znak, że to też nie była odpowiedź na jej pytanie, po Sprawdź – Wspominał kiedyś o ludziach, których poznał przez Internet? O stronach, które odwiedzał? – naciskał Quincy. – Nie mogę powiedzieć. – Panie Mann... – zaczęła niecierpliwie Rainie. Przerwał jej z nadętą miną. – Danny jest moim pacjentem, a ja nie złamię tajemnicy lekarskiej. – Naprawdę w przypadku szkolnego psychologa obowiązuje tajemnica lekarska? – ostentacyjnie okazała zdziwienie. Quincy rzucił jej spojrzenie, które wyraźnie radziło, żeby nie szarżowała w roli złej policjantki. Facet robił się nerwowy, a oni musieli wyciągnąć z niego więcej informacji. – Powinniście sprawdzić komputery – zaproponował nagle Mann. Pochylił się do przodu i dodał niemal szeptem: – Chciałbym pomóc, ale nie mogę zaczynać kariery od naruszenia zaufania moich pacjentów. Danny korzystał ze szkolnych komputerów. Niezbyt się na tym