mundurek. Tak, jak się umawialiśmy, będzie go pani nosić

- Kiedy zorientowałeś się, że wydział wewnętrzny cię namierzył, pogrążyłeś, według niego, kumpli, byle ratować własny tyłek. Poszedł na współpracę z tobą, bo groziłeś jemu i jego rodzinie. Oczywiście nie miał nic do stracenia, skoro otrzymał gwarancję, że nie będzie za nic odpowiadał. - Rzadki gnojek. - Santos zatrzymał się na wprost partnera. - Gdybym miał go tu teraz, skręciłbym mu kark. - Czegoś tu nie rozumiem - wtrąciła Gloria, odzywając się po raz pierwszy, odkąd znaleźli się w hotelu. - Dlaczego wydział wewnętrzny uwierzył temu typowi? Przecież ten człowiek jest kryminalistą. Jackson uśmiechnął się ponuro. - Śmieszne, prawda? Ale dla niewinnych nastały złe czasy, Glorio. W departamencie było tyle skandali, tyle wpadek z łapówkami, że w oczach opinii publicznej wszyscy jesteśmy ubabrani błotem. W ostatni wtorek „60 Minut” puściło dwa tak niepochlebne wystąpienia, że sam Pennington zrobił u nas inspekcję. Przysięgał, że oczyści departament. Jeżeli nie udowodnisz swojej niewinności, jesteś winny, przynajmniej w wewnętrznym. A ci są tak zajadli, jak ty byłeś kiedyś, Santos. - Jasne. - Santos znowu zaczął chodzić po pokoju. - Robichaux poszedł ze swoją bajeczkę do prokuratora, prokurator pchnął sprawę dalej, do wydziału, a ci założyli haczyk. Nagadał im, że biorę, więc dali mu znaczone banknoty, a on im mnie wystawił. Jasne, wszystko kapuję. - Zatrzymał się, popatrzył na Jacksona czerwony ze złości. -1 na pewno wszyscy chętnie kupili tę historyjkę, nie tylko fiuty z wydziału, ale reszta chłopaków też. Wierzą tej nędznej kreaturze, nie mnie! Pięknie... - zacisnął pięści. - Psiakrew, jak pięknie! - Nie wszyscy - powiedział cicho Jackson. - Ale sprawa faktycznie nie wygląda najlepiej. Miałeś kiedyś układ z Robichaux, stosowałeś szczególne metody śledcze. Najpierw skontaktowałeś się z Chopem, dopiero potem z wydziałem. - On do niego zatelefonował - wyjaśniła szybko Gloria. - Powiedział, że ma informację o Śnieżynce, że trzeba natychmiast przyjechać. Wiem, byłam przy tym. - Ale nie ty odbierałaś telefon. A to tak, jakby cię tam nie było, przynajmniej dla chłopców z wydziału. - Jackson zwrócił się ponownie do Santosa. - A przy tobie znaleziono znaczoną forsę. - Którą mi podrzucono. Jackson uniósł w górę ręce. - Ja o tym wiem i ty o tym wiesz... - Musimy o tym przekonać wydział wewnętrzny - wtrąciła Gloria. - Przede wszystkim musimy dowiedzieć się, dlaczego tak się stało - dodał Jackson. - Santos, myśl. Już nie pracujesz w Dzielnicy. Nie stanowisz dla Robichaux zagrożenia. W tym mieście jest wystarczająco dużo zabójstw, żebyś nie miał czasu na nic innego. Wystawiając cię, sporo ryzykował. - Kasa. Takiego typa interesuje wyłącznie kasa. Ktoś mu zapłacił, żeby to zrobił. - Santos zmrużył oczy. - Ale kto? http://www.estetyczna-med.net.pl członek Klubu Ranczerów. - Jeśli są - odparł Jake - to jutro szeryf nie omieszka nas o tym powiadomić. No to na razie. Mark odłoŜył słuchawkę i podszedł do okna. Po śmierci Patrice postanowił przejść do cywila i wrócić do Royal. W krótkim czasie został członkiem tutejszego ekskluzywnego klubu i podobnie jak niektórzy inni jego członkowie pełnił tajną misję, dbając o bezpieczeństwo mieszkańców miasta. Dochodzenie w sprawie tajemniczej śmierci Jonathana Devlina oraz ustalanie przyczyn oskarŜeń Nity Windcroft - wszystko to pochłaniało mnóstwo czasu. Ale najwaŜniejszy był inny problem: zbadanie okoliczności, w jakich dokonano aktu wandalizmu na wystawie Edgara Halifaksa, a takŜe kradzieŜy bardzo cennej mapy z lokalnego muzeum. To ostatnie najbardziej go nękało, poniewaŜ polecił nie spuszczać oka z mapy

a on nie mógłby tego znieść. Mówiła, że Lizzie łatwo skrzywdzić. Ją również. Nie mógł dopuścić, by się rozpłakała, bo wtedy musiałby ją wziąć w ramiona i scałować łzy z jej oczu, a to byłaby katastrofa. Najlepiej zrobi, dystansując się od niej. Był na to tylko jeden sposób: musiał ją zdenerwować. - Tak? - zawahała się. Sprawdź znaczenia. Coś ją jednak podkusiło i zapytała: - Naprawdę? Skinął głową. - Naprawdę. Poczuła bolesny ucisk w gardle. - MoŜemy juŜ iść - powiedziała. - Pora drzemki dla małej. - Słusznie. - Ta-ta. Alli uśmiechnęła się. Erika nie Ŝyczy sobie, by ją ignorowano. Mark pochylił się nad nią. - Szanowna pani ma ochotę na lunch? - zapytał. - Wujek Mark nie ma teraz czasu. - No właśnie, wujek Mark nie ma czasu - powtórzyła Alli. - Zobaczymy