szansa, że zbrodniarz nie odmówi sobie przyjemności udziału w pogrzebie. Złapała się na tym, że wraca myślami do ubiegłej nocy. Nagłe przebudzenie. Wysoki, groźny cień na werandzie... Ostatnio zawodziły ją nerwy. Przez tłum przeszedł szum. Rainie otrząsnęła się z zadumy i skupiła uwagę na zielonym cmentarzu. Właśnie nadjechała kolumna samochodów. Dziewczynki i ich rodziny. Pierwszy wysiadł George Walker. Był postawnym mężczyzną o zaczerwienionej, szerokiej twarzy i nabiegłych krwią oczach. Obszedł samochód, żeby otworzyć drzwiczki żonie. Jean Walker, drobna w przeciwieństwie do męża, bezwładnie wspierała się na jego silnym ramieniu, gdy prowadził ją przez trawnik. Poczekali razem na Bensenów, którym wyjście z wozu zajęło dużo więcej czasu. Rainie nie znała Josepha i Virginii, rodziców Alice. Słyszała tylko o ich synu, Fredericku, którego Frank i Doug entuzjastycznie zachwalali jako najlepszego od lat koszykarza w Bakersville High. Większość mieszkańców miasta z zapartym tchem śledziła jego osiągnięcia sportowe. Rainie zwróciła uwagę na wyraźnie nordyckie rysy tej rodziny. Oboje Bensenowie szli wyprostowani, z uniesionymi głowami. Nie spuścili wzroku, gdy wystąpiła do przodu gwardia honorowa, a Frederick ugiął swe długie nogi, by dźwignąć trumnę z ośmioletnią siostrzyczką, którą miał nieść na miejsce wiecznego spoczynku. Dziesięć minut później pastor oficjalnie rozpoczął uroczystość. Rainie zerknęła na Quincy’ego. Nie był już na służbie. Jego wzrok sięgał gdzieś daleko, gdzie drzewa tworzyły niebieskawą linię. Po policzkach agenta FBI spływały łzy. http://www.ekodesign.com.pl zabić? Uważamy, że ten człowiek ma jakiś związek z karierą Quincy'ego. Oznacza to, że mamy do czynienia z psychopatą. Ale który psychopata chciałby tylko gadać o zabiciu agenta, skoro w każdej chwili mógłby po prostu to zrobić? - Dyskutowaliśmy już o tym. To jest podstęp, który ma na celu ukrycie prawdziwej tożsamości sprawcy dzięki stworzeniu setek innych podejrzanych posiadających zarówno motyw, jak i możliwość spełnienia gróźb. - Ale w ten sposób uprzedza ofiarę - skontrował Montgomery. - Dla mnie to nie ma sensu. Zwłaszcza że w dzisiejszych czasach sprawca może przez Internet poznawać metody ukrywania dowodów. A skoro działał z za¬ skoczenia, miał całą noc na zatarcie śladów. - Może nie chodzi mu o zwyczajne zabójstwo. Jeśli chce się zemścić, będzie mu zależało na tym, żeby Quincy najpierw cierpiał.
- Tylko pan był na miejscu wypadku? - Tak. - Dlaczego? - Ludzie byli martwi. Inni policjanci w niczym by nie pomogli. - Kobieta kierująca nie była martwa. Poza tym w podobnych okolicznościach w stanie Oregon taką sprawę traktuje się jak zabójstwo. Chyba Sprawdź płakała. Płakała. Jeszcze nigdy nie widział jej w takim stanie. Poczuł, jak ogarnia go podniecenie. Sam z trudem teraz w to wierzył, ale kiedy parę lat temu po raz pierwszy zwrócił uwagę na Bakersville, policjantka Lorraine Conner nie miała z tym nic wspólnego. Natrafił w Internecie na artykuł pod tytułem „Zalane miasteczko wraca do życia. „ Dziennikarz zaczął melodramatycznie od wyliczenia litanii nieszczęść: podnoszący się poziom wód w rzekach, ulewne deszcze, , błotne lawiny. Wszystkie te klęski dotknęły pewną małą miejscowość w Oregonie w ciągu jednego tygodnia lutego. Sąsiad pomagał sąsiadowi zapędzić krowy na bezpieczne tereny, a tymczasem woda zalewała położone niżej farmy, znosząc z fundamentów całe domy, i podchodziła coraz wyżej. Krowy ryczały porywane lodowatym nurtem. Z dróg zmywało ciężarówki próbujące dotrzeć do bydła. Z metalowych dachów stodół ratowano w ostatniej chwili przerażone