skrzywił się nieco.

- Dlaczego „oczywiście"? Ludzie kłócą się czasem. - My nie, w każdym razie nie tamtego ranka. - Ale kiedy indziej tak? - Oczywiście, każdemu się zdarza. Sam pan powiedział. - Ale tamtego ranka nie? Nie padły żadne ostre słowa? - Keenan nie czekał na odpowiedź. - Nie wie pan o niczym (to może nie mieć nic wspólnego z panem), co doprowadziło ją do wyjścia z domu bez zamiaru powrotu? - Przecież nic takiego się nie stało - zauważył z goryczą Tony. - Nie? - To oczywiste. W końcu znaleźliście ją... - Tym razem nie próbował hamować łez. Postawił szklankę na podłodze, zakrył twarz rękami i rozszlochał się na dobre. - O Boże, Boże... Jo... - W porządku - rzekł Keenan. - Co „w porządku"? Nic nie jest w porządku! - Tony odsłonił zaczerwienione policzki. - W ogóle nie rozumiem, dlaczego siedzi pan tutaj i zadaje mi te http://www.eginekologwarszawa.net.pl do kompletu. - Idź spać, Edwardzie - powiedziała synowi. - Jeśli potrafisz. - Na pewno? - Oczywiście. Dopiero wtedy wszedł do środka i nie patrząc ani na prawo, ani na lewo, zbliżył się szybko do matki, cmoknął ją nerwowo w policzek i ruszył z powrotem do drzwi. - Gdybyś mnie potrzebowała... - To cię zawołam - obiecała. - Dobranoc. - ...branoc, Jack - rzucił od progu. Brat mu nie odpowiedział.

czekał, póki dźwięk nie ucichł w oddali Jeszcze nie po niego, ale czas płynął. Drżenie dopadło go znowu, kiedy wszedł do gabinetu Lizzie, żeby położyć wszystkie koperty na jej biurku. Chciał, żeby to ona znalazła je pierwsza. Sprawdź Rolar odczepił od siodła torbę z prowiantem i rzucił Orsanie. - Tam jest chleb, ziemniaki i kilka śledzi, trzeba tylko je wyczyścić. Wolha, pójdziesz po chrust? - Nie ma sprawy. - A tobie nie będzie ciężko sęki ciągać? - z nagłą troską zainteresowała się najemnica. – Jeśli chcesz to ja pójdę do lasu, a ty zajmij się gotowaniem. - Głupstwo, my nie będziemy dzika piec. Dosyć będzie i jednego naręcza, które już i doniosę. Prócz tego, bardzo chciałam rozprostować nogi. Byłam za leniwa by zbierać chrust po gałązce i zawędrowałam dość daleko, zanim zobaczyłam przewróconą sosenkę, cienką, lecz długą i suchą. Ciągnąć trzeba było tyłem do przodu, chwyciwszy za konar obiema rękami i co chwila oglądając się przez ramię. Niby lekko, ale wredne drzewko uparcie czepiało się wszystkiego, co dotknęło pnia, gałęzi lub korzeni, nie pragnąc pomóc mi w przygotowaniu obiadu. Prostując plecy po trzeciej próbie ciągnięcia drzewa, ze zdziwieniem zobaczyłam, że ono zrobiło się mniejsze. Halucynacje? Rozdrażniona obróciłam się i upuściłam sosenkę prawie piszcząc - przede mną stał wysoki brodaty chłop w ciemnym ubraniu, z ogromną siekierą w rękach. Nieznajomy milcząco świdrował mnie spojrzeniem, a siekierę elokwentnie głaskał. - Dzień dobry - zacinając się, wymamrotałam. - Jakieś problemy? Trafiłam w sedno. Problemy w tym samym miejscu powstały, ale nie u mnie. - Oddaj mi rear! - już mniej uprzejmie ryknął chłop, nawet nie przywitawszy się. Nie spodobał mi się ani głos, ani ton, ani sens. Takim pozagrobowym wyciem zazwyczaj szczyciły się pytie, kiedy wchodziły w ekstazę (lub udawały, że weszły ku radości klienta). I aura była jego jakaś… nieżywa. Cofnęłam się, krzywiąc się na główny argument nieznajomego – ciężką szeroką ostrzoną siekierę na długim zakrzywionym trzonie. Coś podpowiadało mi: przygotowanie do linczu najmniej interesuje chłopa i z dużą przyjemnością on “przygotuje” niezdolną do kompromisu wiedźmę. - Oddaj, oddaj po dobremu - zawodził “drwal”, podchodząc i jakoś tak przykro zachęcająco pieszcząc siekierę w pokrytych odciskami rękach. Jako rozbójnik wyglądał zbyt prostacko, nie mówiąc już o wampirach, chociaż jego żółte, rzadkie i krzywe zęby wprowadzały nie mniejszą grozę niż kły. - A wy poproście po dobremu - odpowiedziałam, gorączkowo myśląc, że lepsza jest haniebna ucieczka niż sławna śmierć, jeśli ich jest tutaj więcej. Ku mojemu zdziwieniu, “drwal” zatrzymał się, coś obliczył, zmarszczył czoło i ponuro burknął: - Tysiąc kładni. - Mało - stwierdziłam i natychmiast zrozumiałam: przecież za te pieniądze można dostatnio przeżyć kilkadziesiąt lat, a na wsi kąpać się w luksusie do głębokiej starości, uszczęśliwiwszy długo oczekiwanych potomków-spadkobierców.