Jutro polecą do Nowego Meksyku. Tylko część misji została

rozpoznała go. Odwróciła głowę, by ujrzeć za sobą Diaza płynącego ku niej, młócącego wodę zamaszystymi, desperackimi ruchami. an43 280 - Jestem! W porządku! - odkrzyknęła, czując jednocześnie, że znów porywa ją nurt. Mocniej machnęła nogami, starając się za wszelką cenę utrzymać głowę ponad powierzchnią wody Diaz był lepszym pływakiem, ale był także cięższy, dlatego nie był w stanie dogonić Milli. Jeśli przestałaby pracować rękami i nogami, poruszałaby się na pewno wolniej, ale prąd ściągnąłby ją znów pod powierzchnię. Brzegi były strome i skaliste po obu stronach. Spływali potokiem niczym rynną o wysokich krawędziach - nie daliby rady wydostać się na zewnątrz, nawet dopłynąwszy do któregoś nabrzeża. Przed nimi strumień skręcał w lewo. Na prawym brzegu leżało zwalone drzewo: jego konary sięgały niemal do samej wody. - Drzewo...! - Milla usłyszała krzyk Diaza i zrozumiała. Skierowała się w prawo, starając się znaleźć jak najbliżej konarów. W chwili, gdy próbowała zaczerpnąć powietrza, przykryła ją woda; http://www.earanzacja-wnetrz.com.pl zobaczyła, że drugie miejsce w garażu jest puste. To oznaczało, że Rip jeszcze nie wrócił. Nie, na pewno go nie było: ich wielki dom pokryty kremowymi stiukami był całkiem ciemny A Rip miał zwyczaj zapalania światła w każdym pokoju, do którego wchodził, i oczywiście zapominał później je gasić. Skutkowało to szybkim i dokładnym rozświetleniem całego budynku. Ostatnio jednak Ripa najczęściej nie było, gdy Susanna wracała. A jeśli nawet był, to prawie się nie odzywał. Ich dwudziestoletnie małżeństwo się sypało, a ona nie wiedziała, jak to powstrzymać. Mieli ze sobą tak wiele wspólnego, że Susanna nie mogła pojąć, co doprowadziło do powstania tej wielkiej przepaści pomiędzy nimi. Oboje kochali swoją pracę i umieli się cieszyć dobrymi, ciężko zarobionymi pensjami. I choć Susanna, podobnie jak

kociak. Miejmy nadzieję, że nie kojot. Strach ścisnął Millę za gardło. Oby tylko nie był to żaden drapieżnik - człowiek czy zwierzę - który wywabił chłopca z bezpiecznego podwórka. - Sądzi pan, że nie poszedł do babci? - zapytał Baxter. - Mógł pójść. Ale równie dobrze mógł pobiec za pieskiem lub Sprawdź Była tak zdziwiona, że Diaz aż się uśmiechnął: - Widzisz? Zawsze pociągały mnie starsze kobiety. Dźgnęła go kciukiem w pierś, za co obdarował ją pocałunkiem, znacznie dłuższym i bardziej namiętnym, niż się spodziewała. Potem potarła zimnym nosem jego szyję, napawając się ciepłym zapachem męskiego ciała. Chciała powiedzieć „tak". Kochała go, bardziej, niż - jak sądziła - była obecnie zdolna. I choć Diaz był ciężkim przypadkiem, to na wiele sposobów stanowili dla siebie nawzajem idealne dopełnienie. Przy Milli Diaz swobodnie rozmawiał, żartował, nawet się śmiał. Coś siedzącego w tej kobiecie zdołało skruszyć jego grubą skorupę, zawrócić ze stromej ścieżki, którą sam kiedyś obrał. Ale miała rację co do problemów, które stały przed nimi, tego była pewna. Małżeństwo tylko je ujawni, niczego nie rozwiąże samo z