lustrze, odwróciła się i powiedziała:

komplementami! — przerwała jej lady Rothley rozmarzona. Tempera zdała sobie sprawę, że macocha wcale jej nie słucha. — Zawsze uważałam, że Włosi mają doskonałe maniery — mówiła dalej lady. — W ich ustach nawet najbardziej błahy komplement brzmi, jakby pochodził z głębi serca. — Belle-mère, bardzo proszę, posłuchaj mnie! Chcę ci powiedzieć wszystko o obrazie, o którym mogłabyś porozmawiać z księciem. Namalował go Jan van Eyck. To nazwisko na pewno zapamiętasz. Obraz jest wspaniały, naprawdę wspaniały! — Tak właśnie wyraził się o mnie hrabia — odparła lady Rothley. — „Jest pani wspaniała!”, „Jest pani uosobieniem słońca!” Tempera spróbowała jeszcze raz: — Nie słuchasz mnie, belle-mère. Lady Rothley podniosła się z taboretu przed toaletką. — Bo nie chcę słuchać, Tempero. Jestem zmęczona, boli mnie głowa. Opowiesz mi o swoim obrazie innym razem. — Ależ chciałabym, żebyś porozmawiała o nim z księciem http://www.e-plytywarstwowe.net.pl Wcale nie czuł się uprzejmy, odkładając słuchawkę. Wszystko, tylko nie... - Czy coś się stało? - spytała go Flic przy obiedzie. - Nie, a czemu pytasz? - Sama nie wiem. Wyglądasz trochę... jakbyś się gniewał. Zaprzeczył ruchem głowy. - Mam trochę kłopotów w pracy. - Biedny Matthew - powiedziała Chloe. - Na pewno nic ci nie dolega? - dopytywała się Imogen. Udało mu się zmusić do uśmiechu. - Absolutnie. - Może złapałeś jakiegoś wirusa? - Nic o tym nie wiem.

- Nie możesz sama jechać do Włoch - protestował David. Oboje z Andreą wymienili znaczące spojrzenia, przypuszczając, że ona tego nie widzi. - Dlaczego? W końcu zamierzam spędzić resztę życia sama. - Rozumiemy, że czujesz się zraniona - dodała miękko Andrea. - Oboje z Davidem bardzo ci współczujemy, ale zachowywanie się w ten sposób niewiele pomoże. - A właśnie że pomoże - odparła Jodie z uporem. To był pomysł Johna, żeby spędzić miesiąc miodowy we Włoszech. Jodie skrzywiła się, kiedy samochód znów trafił na wybój. Droga była fatalna i jazda stawała się coraz trudniejsza. Sprawdź jego bezpośrednim sąsiedztwie. Wszyscy cieszyli się z jej obecności, a z punktu widzenia Matthew okazało się to szczególnie pożądane. Matka Karoliny stanowiła żywą barykadę pomiędzy nim a starszymi dziewczynkami. Flic i Imogen czuły się przy niej zobligowane do traktowania go przyzwoicie, a Sylwii udawało się jakimś cudem tak wszystko organizować, żeby nie zostawiać ich sam na sam. Wszyscy byli dla siebie grzeczni, bo też zbyt mocno zamknęli się w sobie, by miało być inaczej. Matthew, choć szczerze współczuł pasierbicom, nie potrafił w tym wczesnym stadium zdobyć się na żaden krok, skoncentrowawszy się na własnym żalu. Dom wydawał mu się ciągle ciemny i chłodny, mimo że na zewnątrz było ciepło i świeciło słońce. Smutek przenikał go do szpiku kości, ogrom nieszczęścia i poczucie winy - to ostatnie raczej irracjonalne, jednak dostateczne, by