Winbornowie nazwali go Zachary Tanner, po obu dziadkach.

winna jest mu wyjaśnienie. - Chce się ze mną spotykać, a ja wciąż odmawiałam. - Czemu byłaś z nim dziś wieczorem? an43 189 - Byłam na kolacji z przyjaciółmi i True napatoczył się przypadkiem. Ci przyjaciele, oboje, są lekarzami i babka została wezwana do szpitala, do nagłego przypadku. Zabrała ich samochód, więc True odwiózł mnie do domu swoim, a Rip wziął taksówkę. Diaz milczał, rozważając coś w ciszy. Wreszcie pokręcił głową. - Nie pomogę ci, jeśli będziesz się z nim zadawać. - W porządku, nie będę - nawet nie obruszyła się na to dziwne ultimatum, bo akurat doskonale współgrało z jej osobistymi uczuciami. - Tak po prostu? - Tak po prostu. Znasz go, prawda? - Spotkaliśmy się już. No proszę. A True, pytany wprost, nic takiego nie powiedział. Zamiast tego udawał, że szuka informacji. Może myślał, że http://www.e-medycynaizdrowie.info.pl Miała nadzieję, że przynajmniej trafił do dobrych ludzi, do dobrej rodziny. Na szczęście okazało się, że tak właśnie jest. Ale ta świadomość nie przyniosła jej spodziewanego ukojenia. Żal i zgryzota okazały się zbyt silne, nie wiedziała, jak sobie z nimi poradzić. Czuła się tak, jakby Justin umarł albo zabrano go jej jeszcze raz. Tego, co zrobiła, nie można już było cofnąć. David osłupiał, kiedy powiedziała mu, co zamierza. Płakał, krzyczał, wściekał się; Milla przeszła już wcześniej przez wszystkie te fazy w zaciszu własnych czterech ścian. - Dopiero go odnaleźliśmy! - krzyczał. - Jak możemy zrobić coś takiego? Nawet się z nim nie zobaczyć, nie porozmawiać?! - Spójrz na niego - mówiła Milla łagodnie, podsuwając mu fotografię. - Jest szczęśliwy Chcesz mu to odebrać?

siebie, po czym jak na komendę odwróciły się i pobiegły do okna. Schody prowadzące do biura Poszukiwaczy były puste. Parking też. Żadnych śladów mężczyzny. Milla otworzyła drzwi, nasłuchując warkotu uruchamianego silnika, ale odpowiedziała jej cisza. Wyglądało to tak, jakby Diaz rozpłynął się w powietrzu? - Przynajmniej wiem, jak wyszedł - powiedziała Milla, Sprawdź Dobry Boże, ile jeszcze wytrzyma? Wpatrująca się w Millę Rhonda zasłaniała sobie usta pięściami, po policzkach ciekły jej obfite łzy. Lee głośno przełykał ślinę, starając się zachować zimną krew. Tylko Diaz pozostał niemą, mroczną obecnością za jej plecami. Nie popatrzyła na niego, nawet nie rzuciła okiem. - Mam nadzieję - kontynuowała niezbornie Milla - że kiedyś Zack będzie chciał czegoś się o nas dowiedzieć. Może będzie chciał nawet nas poznać. Ale jeśli tak się nie stanie, proszę, nie czujcie się, jakbyśmy zawsze byli tuż obok, śledzili was czy obserwowali. Nigdy nie będziemy się z wami kontaktować, oprócz tych ewentualnych wypadków uaktualnienia danych adresowych. To wy jesteście jego rodzicami. Jeżeli postanowicie nigdy nie wspominać mu o nas, niech i tak będzie. Zgadzamy się.