cmentarzu. Absolutnie nie dopuszczała do siebie myśli, że jej synek

** Może True nie wrócił jeszcze do samochodu, może usłyszy jej krzyk. Myśli galopowały przez głowę Milli usiłującej z całych sił opanować własne, ściśnięte do granic możliwości gardło. Ale czuła się jak w koszmarnym śnie: chcesz krzyczeć, ale nie jesteś w stanie wydobyć z siebie głosu. Jedyny dźwięk, jaki udało jej się wycisnąć z gardła, brzmiał jak cichy pisk przerażonej myszy Zresztą momentalnie urwał się, gdy czyjaś dłoń zakryła jej usta, a twarde, stalowe ciało przyparło ją do ściany - Ćśśś - syknął niski głos. - Nie krzycz. To tylko ja. Tylko on? No dobrze, wiedziała już, że to Diaz - świetnie. Jakoś nie odebrało jej to chęci do wycia z przerażenia. Fizycznie czuła, jak jej serce tłucze się w klatce piersiowej. Prawie cieszyła się z tego wbicia w ścianę, bo nie sądziła, by roztrzęsione kolana dały radę ją teraz utrzymać. Poczuła, jak mężczyzna odsuwa się na bok, usłyszała kliknięcie - i przedpokój zalało łagodne światło. Z zewnątrz dochodził odgłos pracującego silnika, a po chwili - odjeżdżającego samochodu True. Diaz cofnął dłoń. Jego twarz była nieruchomą maską, w oczach miał tylko lód. http://www.dobrabudowa.edu.pl/media/ trochę sprzątania. Oprócz prania najbardziej uciążliwe zdawało jej się zawsze odkurzanie. Ale lubiła mieszkać w czystym i pachnącym domu, więc zmuszała się do sprzątania. Co tydzień stawiała w każdym pokoju świeże aromatyczne potpourri, dzięki temu codziennie witał ją w mieszkaniu orzeźwiający wspaniały zapach. Często był to jedyny przyjemny akcent w całym dniu. O dziewiątej trzydzieści ostatnia wyprana partia ciuchów była już w suszarce. Milla nakleiła znaczki na listy, które musiała wysłać; po namyśle postanowiła zanieść je na pocztę, zamiast wrzucać do pobliskiej skrzynki. I tak miała jeszcze rachunek z karty kredytowej do uregulowania. Wzięła kluczyki od samochodu i sprawdziła jeszcze, czy numer tajemniczego telefonu, który przyniósł jej wiadomość o Diazie, wciąż jest w pamięci komórki. Numery czasem po prostu

domu. - Och! - westchnęła z zachwytu. Krople deszczu zmieniły się w śniegowe płatki. Nie mogły przetrwać długo, temperatura powietrza spadła, lecz nie do zera. Grunt też był zbyt mokry i ciepły. Śnieg wyglądał urzekająco, spływał białymi girlandami z czarnego nieba. Sprawdź - Około dziesięciu lat temu. Wszyscy zginęli, również sześcioro dzieci. * ** Długo po jego wyjściu Milla siedziała bez ruchu, patrząc na swoje dłonie. Zycie nie mogło być tak okrutne. Bóg nie mógł być tak okrutny: pozwolić jej dojść tak daleko, szukać tak długo, aby w końcu strącić ją w czarną otchłań rozpaczy Wiedziała, że Justin wcale nie musiał lecieć tym samolotem, że mogła go porwać zupełnie inna grupa. Ale była to kolejna koszmarna możliwość, przerażające prawdopodobieństwo, z którym musiała teraz żyć. Może nigdy nie odnajdzie dziecka, ale na pewno nie przestanie go szukać. Odnajdzie ludzi, którzy za tym wszystkim stali. Nie, nie