- Jednak oni, świadomie lub nie, skłonili cię do tego. Rozumiem cię - Bryce podszedł do niej i popatrzył w oczy.

Wimbole otworzył podwójne drzwi i oboje stanęli w progu. Pierwszą osobą, którą Alexandra dostrzegła, była Fiona Delacroix, dosłownie tonąca w żółtej tafcie. Na jej twarzy malowało się zadowolenie. Nagle kobieta ją zobaczyła, pobladła i wydała dziwny zduszony okrzyk, słyszalny w całym pokoju. W tym samym momencie ruszył ku niej z otwartymi ramionami postawny starszy mężczyzna. - Alexandra, moja droga siostrzenica! Miałem nadzieję, że się dzisiaj pojawisz! - Diuk Monmouth objął ją i ucałował w oba policzki, a ona stała jak wmurowana. Więc taką niespodziankę przygotował Lucien. Zaręczyny Rose i lorda Beltona stanowiły tylko pretekst do zaproszenia tłumów ludzi, którzy mieli być świadkami rodzinnego pojednania. I rzeczywiście wszyscy obserwowali ich bacznie. Kolejny skandal całkowicie pogrzebałby jej szanse na znalezienie pracy w Anglii i prawdopodobnie w całej Europie, więc cmoknęła Monmoutha w policzek. - Nie wiedziałam, że jesteś w Londynie, wuju - wykrztusiła. Dopiero teraz się zorientowała, że wbija paznokcie w przedramię Luciena. Kiedy napotkała jego oczy, dostrzegła, że zniknął z nich spokój i pewność siebie. Strach Kilcairna wcale jej nie ułagodził. - Ty to wszystko zorganizowałeś, tak? - wycedziła przez zęby, nadal uśmiechając się promiennie. - Alexandro... http://www.dobrabudowa.biz.pl/media/ Powtórzył te słowa kilka razy, za każdym razem wypowiadając je innym tonem. Mężczyzna o jego doświadczeniu i reputacji nigdy, przenigdy nie uganiał się za podstarzałą dziewicą, zwłaszcza gdy zatrudniał ją jako guwernantkę. Pocałował ją w nadziei, że ukoi pragnienie, które w nim budziła. Przeliczył się niestety i teraz dręczyło go pożądanie. Po pierwszej chwili wahania panna Gallant zareagowała bardzo żywo, w końcu jednak pobiegła do łóżka, zostawiając go rozpalonego. A on dobrowolnie wypuścił ją z rąk. Jeszcze raz okrążywszy pokój, wyszedł na korytarz i ruszył w dół po schodach. Zatrzymał się przed pierwszym z kilkunastu pokojów znajdujących się pod salą balową. Na swoje pukanie usłyszał niezbyt uprzejmą odpowiedź. Zapukał jeszcze raz, głośniej. - Dobrze, dobrze, do licha - burknął męski głos. - Lepiej, żeby to było coś ważnego. Drzwi się otworzyły i zaspany pan Mullins łypnął gniewnie na intruza, trąc oczy. Ujrzawszy pracodawcę, zbladł i wyprostował się pospiesznie. - Milordzie! Nie wiedziałem...

kompletnego głupca? Głos ci drży za każdym razem, kiedy wymawiasz je imię. - Nic podobnego - żachnął się Lucien. Robert uśmiechnął się z politowaniem. - Pewnie wiesz lepiej. - Właśnie. Tylko się jutro nie spóźnij - uprzedził Kilcairn i wstał od biurka. - Dobrze. Kiedy odbędzie się wielkie pojednanie? Sprawdź - Dziękujemy, moja droga. Proszę usiąść z nami. Kobieta opadła na krzesło. Alexandra zrobiła krok, żeby zająć miejsce u jej boku, ale lord Kilcairn położył ciepłą dłoń w rękawiczce na jej nagim ramieniu. - Nie jestem aż taki okrutny - szepnął. Alexandra odsunęła się czym prędzej i rozejrzała spłoszona, czy ktoś nie widział jego gestu. Ruszyli przez amfiladę pokojów. - Nie mogę panu towarzyszyć - syknęła. - Jestem pracownicą. - Więc poszukam Rose. - Sama ją znajdę. - Ale wtedy nie będę miał nic do roboty. - Nie potrzebuję pańskiej galanterii. - Wcale się nie narzucam. Próbuję jedynie uniknąć nudy. Prychnęła zirytowana.