byle zniewagę.

Endzie. Bez większego trudu udało mu się uchronić siebie i Becky przed niebezpieczeństwem. Mimo swojej brawury był w szoku po tym, co się zdarzyło. I czuł oszołomienie po stoczonej walce. - Z pewnością już ich zgubiliśmy - wyjąkała Becky, gdy kluczyli pośród mrocznych zaułków na tyłach eleganckich domostw. - Muszę obejrzeć twoje ramię! - nalegała. - Trzeba zatamować krwawienie! - Nic mi nie jest. - Nieprawda! - Nieważne - burknął. - W końcu - dodał tonem pełnym goryczy - co znaczy moja krew w porównaniu z twoją? Becky puściła jego uwagę mimo uszu. - Bądźże rozsądny. Jeśli będziesz nadal tak krwawić, staniesz się zbyt słaby, żeby walczyć albo uciec, jeśli nas dopadną. Zatrzymał się i spojrzał jej w oczy. - Okłamałaś mnie. Znalazłem dziś rano krew na moim szlafroku. Jesteś dziewicą, niech to diabli wezmą! Nie - poprawił się - byłaś nią! Aż do zeszłej nocy. - Czyżby? - bąknęła, wzruszając ramionami. Na chwilę zaniemówił. Wyzwanie widniejące w jej oczach odebrało mu mowę. Oblała się rumieńcem. Chwycił ją za ramiona. - Becky, dlaczego mi nie powiedziałaś? Nie tknąłbym cię, gdybym wiedział. W każdej chwili mogłabyś powiedzieć „nie” i dałbym ci spokój. Czy rozumiesz, co właściwie zrobiłaś? http://www.dobra-ortopedia.com.pl/media/ wieśniaczek. W twoim wieku. Brakuje mi ich, lecz, rzecz jasna, nie mogłem ich tu zabrać, bo w Anglii stałyby się wolne. Na szczęście mam ciebie i potraktuję cię w ten sam sposób. Mój system jest skuteczny, choć nieco bolesny. Ja zawsze wygrywam, więc miej się na baczności. Jeśli zamierzasz oszczędzić sobie przykrości, rób to, co ci powiem. Ode mnie zależy, gdzie możesz pójść, z kim się widywać, co jeść, jak się ubierać. Przywyknij do tego - mruknął i odepchnął ją od siebie. - Zostaniesz w swoim pokoju przez resztę dnia. Poślę po ciebie, kiedy będę gotów wysłuchać twoich przeprosin. Teraz nie jestem w odpowiednim nastroju. - Przeprosin? - wciąż jeszcze wirowało jej w głowie. - Uderzyłaś mnie i znieważyłaś moich ludzi. Przeprosisz za to, gdy poślę po ciebie wieczorem. Rozumiesz? A teraz precz! Drżała na całym ciele, w głowie miała pustkę, lecz wiedziała jedno: - To ty się stąd wynoś! - wrzasnęła. - Jeszcze tu jesteś? - spytał groźnie.

- Nie rozumiem, o czym pan mówi - skłamała gładko, najmniejszym nawet gestem nie zdradzając ogromnego napięcia. - Tak mi to przyszło do głowy - rzekł z namysłem, pieszczotliwie gładząc palcem miękką, delikatną skórę jej podbródka. - Myślę o tobie więcej i częściej niż powinienem. Możesz mi wytłumaczyć, dlaczego tak się dzieje? Tęczówki jego brązowych oczu rozjaśniały miodowe cętki, dzięki którym ich barwa stawała się cieplejsza. Belli przyszło do głowy, że Edward ma usta poety i dłonie farmera. Wolała nie zastanawiać się nad tym interesującym połączeniem, bo i bez tego jej chłodne dotąd serce tłukło się w piersiach jak oszalałe. - Ależ Wasza Wysokość... - żachnęła się. - Czy usłyszę odpowiedź na moje pytanie? Dopiero teraz, gdy była tak blisko, zauważył, że miała piękne usta. Pełne, zmysłowe, wspaniale zarysowane. I to bez pomocy szminki. Był ciekaw ich smaku. Czy będą tak samo chłodne jak jej głos, i wyraziste jak jej oczy? To się musi natychmiast skończyć. Pragnienie, które w niej narastało, lada moment stałoby się trudne do opanowania. Dlatego zmobilizowała się i przełamując wewnętrzny opór, odwróciła głowę. Sprawdź Bella uśmiechnęła się lekko. To było do niego podobne. Bennett był jak przysłowiowy pies, który głośno warczy, ale nie gryzie. - I co z tymi sztuczkami? - Dorian nie dawał za, wygraną. - Umiesz jakąś? - Chyba tak. Bez problemu zrobiła „dookoła świata”, a poproszona o więcej, wykonała jeszcze kilka trudnych ewolucji. - Doskonale, lady Isabell. Widzę, że ma pani ukryte talenty - odezwał się Edward od progu. Bella w ostatniej chwili zagryzła wargi, dzięki czemu okrzyk zdumienia zabrzmiał jak lekkie westchnienie. - Wasza Wysokość. - Ukłoniła się z gracją. - Przepraszam, nie słyszałam, jak pan pukał. - Nie pukałem. - Wszedł dalej i ruszył w stronę siostrzeńca. - Dobra jest, co, wujku? - zawołał Dorian z zachwytem. - O zdolnościach lady Isabelli porozmawiamy później. - Lekko wytargał chłopca za ucho, po czym odwrócił się i wyciągnął rękę. - Chciałbym odzyskać moją własność. Z trudem zachowując powagę, podała mu jo - jo. - Pani się pewnie wydaje, że to zwykła dziecinna zabawka - powiedział, chowając je do kieszeni. - Tymczasem to jest cenna rodowa pamiątka. - Rozumiem. - Pomimo wysiłków nie potrafiła powstrzymać uśmiechu. Miała tylko nadzieję, że z oczami wbitymi w czubki pantofli wygląda na skruszoną. - Bardzo pana przepraszam. Przykro mi - dodała dla wzmocnienia efektu. - Akurat uwierzę! A ten mały łotr siedział tu cały czas - zawołał, chwytając Doriana wpół. Rzucił go na łóżko i zaczął łaskotać, a chłopiec wierzgał, zanosząc się ze śmiechu.