Podał kopertę, ona zaś odebrała ją i błyskawicznie cofnęła dłoń, jakby bała się zarazić od Santosa jakimś paskudztwem.

Framuga wpijała się w brzuch, pozbawiając ją oddechu. - Tak, proszę pani. - Dzięki Bogu! Wyciągnij mnie stąd, dobrze? I pospiesz się, zanim ktoś mnie zobaczy. - Obawiam się, że będzie pani musiała wrócić do piwnicy, panno Gallant. Wyciągnęła szyję, ale nie zobaczyła jego twarzy. - Czy to znaczy, że ty również jesteś wtajemniczony? Ukucnął. - Niestety tak. - Kamerdyner o takiej reputacji? Niemożliwe, żebyś brał udziału w porwaniu i więzieniu kobiety w piwnicy. - Zwykle nie robię takich rzeczy. - Ale... - Proszę wrócić do środka, panno Gallant. Nie wróciłaby, nawet gdyby nie utknęła. - Nie! Pomóż mi natychmiast. Potrząsnął głową. - Jeśli pozwolę pani uciec, lord Kilcairn będzie bardzo nieszczęśliwy. - A co ze mną? Mam tak wisieć? - Ciszej, jeśli łaska, panno Gallant. Pani Delacroix może panią usłyszeć. A wtedy znajdziemy się w wielkich tarapatach. http://www.dobra-medycyna.edu.pl/media/ Harcerzyk zapalił papierosa i zaciągnął się fachowo. - Przepraszam. Spóźniłeś się dzisiaj. - Czekałem, aż matka wyjdzie z domu. - W porządku. Dobrze, że to ty. - Harcerzyk wskazał opartą o ścianę metalową rurkę. - Już myślałem, że będę musiał komuś dojebać. Trzeba pilnować zastępu, nie? I chłopak rzeczywiście pilnował, Santos o tym wiedział. Większość jego kumpli, Harcerzyka nie wyłączając, żyła na ulicy. Część, jak Santos, pozbawiona opieki dorosłych, wymykała się z domów i łazikowała po nocach. Grupa to rozrastała się, to znowu topniała. Ktoś się przyłączał, po kilku dniach znikał, wracał do domu albo lądował w pogotowiu dla niepełnoletnich. Tylko Santos i paru innych stanowili od samego początku jej niezmienny trzon. - Gdzie chłopaki? - W sali głównej. Lenny i Tish podprowadzili karton krabów z ciężarówki. Jeszcze ciepłe. W każdym razie były pół godziny temu. - Idziesz? - Nie. Popilnuję. Santos skinął głową i ruszył w stronę sali głównej. W ogromnym budynku wybrali sobie cztery sale na swoje spotkania i każdej nadali inną nazwę: był klub teatralny, sala sztuk i rzemiosł, sala seksu i sala główna. Ta ostatnia mieściła się na pierwszym piętrze, na końcu długiego korytarza. Kiedy tam dotarł, zastał kolegów zajadających się krabami, roześmianych, upaćkanych jedzeniem jak świnie. Żyleta, najstarszy z grupy, pierwszy zauważył Santosa i przywołał go gestem dłoni. Nazywany Żyletą z oczywistych powodów, najdłużej spośród chłopaków żył na ulicy. Z gruntu dobry, nie ufał nikomu, ale tego właśnie nauczyła go ulica. Santos czuł, że Żyleta wkrótce wypadnie z grupy. Skończył szesnaście lat i był gotów gdzie indziej szukać sobie miejsca. - Spisaliście się dzisiaj. - Santos przybił piątkę z obydwoma bohaterami wieczoru i zasiadł na podłodze. Zaczęli rozmawiać.

miona i taran hydrauliczny z przodu. Twarz sprzedawcy rozpromieniła się, malowała się na niej radość. — Służę szanownemu panu! — krzyknął ochoczo, wyciągając bloczek z formularzami zamówień. — To Imperator Deluxe z miotaczem energii. Czy życzy pan sobie także wyposażenie dodatkowe — wysokoobro- Sprawdź - Ja też nie - przerwał jej pospiesznie. - Na ogół niewiele jest później do powiedzenia. - Aha. - Chodziło mi o twoją przyszłość w tym domu - wyjaśnił. - Ze mną. Wyprostowała się, trzymając pogniecioną suknię przed sobą jak tarczę. - Nie jestem twoją kochanką. Uniósł brew. - Tak czy owak, czuję, że mam wobec ciebie pewne zobowiązania. - Niepotrzebnie. Nie zrobiłeś nic, czego bym nie chciała. Moja sytuacja się nie zmieniła, prawda? Nadal chcesz, żebym uczyła Rose manier? - Oczywiście, że tak. - Zaczął się ubierać. Dużo łatwiej sobie z nią radził, kiedy była naga. - Mogę odprowadzić cię do sypialni? Skinęła głową. - Dobrze. Decyzje można odłożyć do rana.