- Złożyłeś podanie?

podmuchy wiatru, a pod soba poruszajace sie rytmicznie miesnie pote¿nego zwierzecia... zaraz, zaraz... a siodło? Jezdziła konno na oklep? Jak chłopczyca z Dzikiego Zachodu albo Indianka ze starych filmów? Tak! Zupełnie jakby niczego innego w ¿yciu nie robiła! Przypomniała sobie nagle dotyk szorstkiej siersci ocierajacej sie o jej uda. Zdumiona, przełkneła sline i poczuła nagle, ¿e ma spocone dłonie. Serce zabiło jej szybciej. Potrzasneła głowa. Jak dopasowac te wizje do wszystkiego, co ja tutaj otacza? Do wizerunków smukłych, rasowych koni wyscigowych? Tych pieknych, najczystszej krwi wierzchowców prowadzonych przez odzianych w liberie stajennych? Dosiadanych przez eleganckich d¿okejów w swietnie skrojonych bryczesach? Galopujacych po wypielegnowanych torach? W tych obrazach nie było szalenstwa... wolnosci... ryzyka. Wszystko wydawało sie takie grzeczne. Uładzone. Przez konwenanse i towarzyska etykiete. Kolana ugieły sie pod nia, opadła na krzesło stojace przy biurku Aleksa. - To dobrze - mrukneła do siebie, ale nie była pewna, czy rzeczywiscie powinna w to wierzyc. http://www.deskatarasowa.biz.pl - Kiedy się przebudziłam, wszyscy mówili mi, że dziecko nie żyje i że mój ojciec, który pozostawał moim opiekunem prawnym, ponieważ byłam nieletnia, zarządził sekcję zwłok i kremację. - I nie podawałaś tego w wątpliwość? - Miałam siedemnaście lat. - Obróciła się i przygwoździła Nevadę wściekłym spojrzeniem. - Nie pomyślałam, że mógłby kłamać. - To był twój pierwszy błąd. - Nie pierwszy. - Z każdego jej słowa bił chłód; zauważyła, jak napinają się mięśnie w dolnej części szyi Nevady. - Zrobiłam ich wtedy całkiem sporo. - To akurat dotyczy nas wszystkich, prawda? Poczuła ból w sercu, ale nie pokazała tego po sobie. Przyjechała wyznać mu prawdę, a kiedy to już się stało, niewiele pozostawało do powiedzenia. Oglądał błyszczące zdjęcie w taki sposób, jakby szukał potwierdzenia, że dziecko jest jego. - Rozmawiałaś z sędzią?

samochód z rykiem silnika przejechał przez brame. - Joanna Lindquist to ¿mija - odezwała sie za jej plecami Eugenia. Marla podskoczyła. Nie słyszała, jak tesciowa weszła do pokoju. 144 Sprawdź - To nie ma znaczenia, Shelby. - Ależ naturalnie, że ma. - Nie chciała i nie mogła uwierzyć w to, że jej dziecko, jej najdroższe dziecko zostało poczęte w przerażeniu i wściekłości, na skutek poniżającego ataku. Poczuła falę mdłości, na jej twarzy pojawił się pot i znowu zaczęła gwałtownie dygotać. - Chodź tutaj. - Nevada przytulił ją i pocałował we włosy. - Nie wiesz, czy ojcem twojej córki jestem ja, czy on, i to cię rozdziera. - Nie - zaprzeczała. Ujął jej podbródek i zmusił do tego, żeby ponownie spojrzała mu w oczy. - To nie twoja wina. - Ale... - Słyszysz, co mówię? - zapytał kategorycznym tonem, nie pozwalając, żeby się od niego odwróciła. - To nie twoja wina. Tym razem nie była w stanie powstrzymać łez. Trysnęły strumieniem z jej oczu, świeże, gorące i przepełnione